piątek, 30 marca 2012

Rozdział 20

            Mój szok trwałby jeszcze przez jakieś dobre kilkanaście minut, ale moja sąsiadka z ławki ocuciła mnie. 
            - Hej! – Zawołała po cichu. – Żyjesz? Bo nie odpowiedziałaś mi na pytanie.
            Spojrzałam się na nią z otwartymi ustami i w tej właśnie chwili do klasy weszła nauczycielka, po chwili jednak na jej twarzy zagościł uśmiech.
            - Dzień dobry! – Przywitała się. – Dziś chcę wam przedstawić aż trzy nowe uczennice, które pochodzą z Polski. – Uśmiechnęła się krzywo. – Klara, Agata i Sophie. 
            Królowa Sophie z szerokim uśmiechem na twarzy wstała z ławki i pokiwała reszcie, natomiast ja i Aga wlepiałyśmy wzrok z zapytaniem w nauczycielkę. Widząc to nasza opiekunka przez tą godzinę odpuściła nam, nie zadawała żadnych pytań. Z jednej strony się cieszyłam, a z drugiej byłam przerażona faktem, że Sophie powróciła.
            Trzy godziny lekcji zleciały bardzo szybko. Tutejsi nauczyciele są naprawdę w porządku, wytłumaczą jak czegoś nie rozumiesz, ale wracając do chwili obecnej, w drodze na lunch musiałyśmy minąć naszą najlepszą koleżanką, a mianowicie Sophie. Spojrzałam na nią oczyma złości. Widziała, że jesteśmy zaskoczone tym faktem, iż jest ona tu, w Londynie, przecież to duże miasto, a raczej stolica, więc czemu akurat trafiła do tej szkoły? 

                - To, Zayn Ci nie powiedział? – Zapytała sama zdziwiona tym faktem. 
                - Niby, co miał mi przekazać tak ważnego? – Udałam, że jej pytanie za bardzo mnie nie interesuje, choć tonacja, w jakim to pytanie wypowiedziała, przeraziła mnie lekko.
                - Tacy najwięksi przyjaciele i nic Ci nie powiedział? – Zapytała drwiąc. – Jakbyś chciała wiedzieć to my się spotykamy… Jesteśmy tak jakby parą.
                Uśmiechnięta ruszyła w przeciwnym kierunku, zostawiając mnie z milionami pytań. Spojrzałam na Agą, która unikała mojego wzroku.
                - To, to prawda? – Zapytałam, a przyjaciółka pokiwała twierdząco głową. – Nie było mnie tydzień wśród żywych, a tu takie rzeczy się działy… Aga. – Powiedziałam smutno. – Zayn dziś rano mnie pocałował.
                Przyjaciółka spojrzała na mnie pytająco, ale po chwili jej wyraz twarzy zmienił się… teraz wyrażała złość.
                - Jak on śmie?! – Wykrzyczała. – Psuć Twój i Louisa związek… - Nie dała mi dojść do słowa. – Już on się przekona… Sophie o wszystkim się dowie. Jak on może całować Ciebie Klaro, skoro on ma dziewczynę? – Zapytała i ruszyła w stronę stołówki.
                - Aga zaczekaj! – Musiałam przyspieszyć kroku, bo ona już wchodziła do pomieszczenia zwanego stołówką. – Nie, nie mów jej tego! Chcesz, żeby rozpętała się większa wojna? Ona tym bardziej teraz będzie miała powody, aby uprzykrzyć mi życie. Aga, proszę. Nic jej nie mów.
                - Dobrze. – Pokiwała tylko z dezaprobatą głową i usiadła przy stoliku. – Nie mam ochoty na jedzenie.
                Usiadłam obok niej i tak całą godzinę spędziłyśmy w milczeniu. Jednak w ostatnich minutach długiej przerwy, ten spokój ktoś nam przeszkodził.
                - Przepraszam. – Powiedziała nieśmiało, a zarazem cicho. – Czy mogłabym się przysiąść?
                Spojrzałam w górę i kiwnęłam tylko twierdząco głową.
                - Patrycja! – Wykrzyczała przyjaciółka. – Dawno Ciebie nie widziałam. Opowiadaj! Co u Ciebie i Liama?
                Nie było mnie tylko tydzień, a już wszyscy pozawierali nowe znajomości. To w takim razie może Louis też kogoś poznał? Nie… Musiałam jak najszybciej odgonić te czarne myśli od siebie.
                - Dobrze, wydaje mi się, że dziś chce mi powiedzieć coś ważnego. – Odparła Patrycja.
                - O… Tak! – Wykrzyczała Aga. – Przez cały weekend mówił o dzisiejszym, waszym spotkaniu. – Powiedziała przyjaciółka.
                Czułam się jakby wszyscy o mnie zapomnieli. Może byłam powietrzem, którego nikt nie dostrzegał. Nie zwlekając dłużej wstałam i odeszłam od stolika. Aga nawet nie przejęła się moją nieobecnością.
                - A jak tam Twój związek z Harrym? – Jedyne, co zdążyłam jeszcze usłyszeć.
                O ile pamiętam, wczoraj Harry mówił, że nie jest z Agą, a tu takich nowinek się dowiaduję. Widać, że przez ten tydzień Aga znalazła sobie nową przyjaciółkę – Patrycję.
                Przed klasą natknęłam się na wysokiego bruneta, który ciepło się do mnie uśmiechnął. Nie wiedząc, co zrobić odpowiedziałam mu tym samym.
                - Klara? O ile się nie mylę… - Powiedział, a ja przytaknęłam kiwnięciem głowy. – Cześć! Jestem Stefano.
                - Miło mi. – Chłopak wyciągnął dłoń w kierunku mojej, a ja ją uścisnęłam. – Przepraszam, ale spiszę się.
                Nie chciałam poznać nowych ludzi. Może to dziwne, ale nie chciałam mieć kolejnych problemów. Moje, w zupełności mnie wykańczają, a jeżeli miałabym przyjąć jeszcze i inne i je znosić, to dziękuję bardzo.
                Cieszyłam się jak nigdy dotąd, kiedy wyszłam już ze szkoły. Nie czekałam nawet na Agatę, tylko ruszyłam w stronę czarnego samochodu Louisa. Nagle ktoś mnie złapał za ramię. Obróciłam się i ujrzałam Stefano.
                - Hej! Może Cię odprowadzić? – Zapytał, a ja pokiwałam przecząco głową. – Nie daj się prosić. Chodź odprowadzę Cię.
                - Nie, dziękuję. – Powiedziałam krótko, ale chłopak złapał mnie za rękę i nie mogłam wyswobodzić się z tego uścisku.
                - Nalegam. Nie będziesz szła, przecież sama… - Nie dokończył, bo przed nim stanął mój chłopak. 
                - Nie słyszałeś? Ta Pani nie chce iść z Tobą. – Powiedział i uśmiechnął się do mnie. – Chodź Klaro, idziemy. – Złapał mnie za rękę i pocałował w usta.
                - Dziękuję Ci. – Powiedziałam, kiedy wsiadaliśmy do samochodu. 
                Widziałam, że Stefano nadal stał osłupiały całą tą sytuacją. Prawdopodobnie musiał wiedzieć, kim jest mój chłopak.
                - Nie ma, za co. -  Po chwili dodał. – A tak w ogóle to, kto to był?
                - Nie wiem… Spotkałam go przed klasą i przedstawił się, jako Stefano. – Nie wiedziałam, czy teraz jest odpowiednia chwila by pytać się o Sophie, ale musiałam. – Louis? Wiedziałeś, że Zayn spotyka się z Sophie? – Chłopak pokiwał twierdząco głową. – A, co jeżeli on nie był z Sophie to ta sytuacja rano, jak by się potoczyła? – Zapytałam niepewnie.
                - Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Nie chcę myśleć o tym, że mogłabyś być z kimś innym. Od teraz należysz tylko i wyłącznie do mnie. – Uśmiechnął się i skręcił w uliczkę, na której mieszkaliśmy. – A propos, gdzie Aga?
                - Nie wiem i nie chcę wiedzieć. – Powiedziałam. – Znalazła sobie nową przyjaciółkę. – Louis popatrzył na mnie pytająco. – Patrycję.
                Zapanowała niezręczna chwila. Zaraz, ale jeżeli Zayn spotykał się z Sophie to ona musiała…
                - Louis? – Zapytałam, kiedy wysiadaliśmy. – A czy w naszym domu była Sophie? To znaczy czy kiedykolwiek przez ten tydzień była w naszym domu?
                Chłopak nic nie odpowiedział, bo wiedział, że odpowiedź mi się nie spodoba.
                - Louis, jeżeli coś wiesz to mów. Powiedz mi, co ona tutaj robiła? – Dopytywałam, ale chłopak milczał.
                - Tak była. – Po chwili ciszy usłyszałam Jego głos. – Masz klucze od domu? – Zapytał, a ja pokiwałam twierdząco głową.
                Wyciągnęłam z kieszeni klucze i otworzyłam drzwi. To, co zobaczyłam przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Na mojej kanapie, bo przecież dom należała tak naprawdę do mnie, siedziała Sophie całująca Zayna. Ten widok spowodował, że poczułam ukłucie w sercu. Czyżby zazdrość? Ale to nie możliwe, przecież rano przekonałam się, że nic do niego nie czuję. Chcę Jego dobra i tyle. –Pomyślałam. A co jeżeli nie? Nie! Nie, nie. Kochasz Louisa i dot dot dot. Nic tego nie zmieni, nawet Zayn całujący się z Sophie.
                - O. Cześć! – Rzuciła, kiedy mnie tylko zobaczyła. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. – Nic nie odpowiedziałam tylko uśmiechnęłam się krzywo.
                Kiedy ona się tu znalazła? Pewnie zdążyła przed nami tylko, dlatego, że zaczepił nas, to znaczy mnie – Stefano. Wraz z Louisem udaliśmy się na górę. Nie odzywałam się do chłopaka słowem nawet wtedy, kiedy byliśmy już w naszym pokoju i próbował mnie pocałować.
                - Klaro… - Powiedział szepcząc mi na ucho. – Czy coś się stało? Czy powinienem coś wiedzieć?
                Cisza. 
                - Klaro. – Nie poddawał się, przysunął się bliżej mnie i objął w pasie. – Powiesz coś? Cokolwiek?
                - Coś. – Powiedziałam, a na twarzy chłopaka pojawił się uśmiech. – No miałam powiedzieć coś. To powiedziałam.
                - Nie lubisz Sophie? – Zapytał nagle.
                - Nie. – Spuściłam głowę. – To jest tak jakby mój wróg od gimnazjum. – Kiedy skończyłam trzynaście lat i poszłam do gimnazjum, ona znienawidziła mnie. Trwa to już około trzech lat.
                - Hm. Tak mi się przypomniało… Co chcesz dostać na urodziny? – Zapytał i podniósł jedną brew, co wyglądało komicznie.
                - Louis, moje urodziny są w grudniu. Nie pamiętasz? A o ile dobrze wiem.. mamy… - No właśnie, który dziś dzień?
                - 12 Luty. – Odparł z uśmiechem.
                Mina mi zrzedła. Wesele Piotra…
                - Louis? Kiedy wesele obchodzi mój kuzyn?
                - Em… - Zawahał się. – No, bo… - Nie wiem, co się z nim działo. Prawdopodobnie musiało się coś wydarzyć, coś ważnego. – Bo wiesz Felicja nie… - Chłopak odwrócił twarz i spoglądał się za siebie.
                - Louis! Felicja nie… Co dalej? Dokończ, kochanie… - Usłyszałam jego ciche westchnięcie.
                - Felicja nie żyje. – Powiedział, a ja spojrzałam na niego pytającymi oczami. – Bo ona… ona zdradziła Piotra i nie mogła wytrzymać tej presji i… - Widziałam, że chłopak z trudem wypowiadał każde swoje słowo.
                - Dobrze, nie kończ…
                Nie było mnie tydzień, a tu takie rzeczy się działy. Zayn chodzi z Sophie, Agata zaprzyjaźniła się z Patrycją, a Felicja nie żyje. Piotr świata poza nią nie widział, wiedziałam jak musi się czuć. Powracały do mnie te uczucia… te, które były w moim śnie. Złość, nienawiść , ból i pustka, której nikt nie potrafił zapełnić, nawet Louis. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Byłam na obcym świecie? A może to nie jest rzeczywistość? Może znowu wybudzę się, tylko, że tym razem będę w domu  w Polsce, w moim rodzinnym miasteczku, o ile można je było nazwać miasteczkiem. Po prostu malutkie miasteczko, położone w Wielkopolsce, niedaleko Poznania. 
                Z rozmyślań wyrwał mnie Louis, który położył moje nieobecne ciało na łóżku i przykrył kocem. Nie wiem po co był ten koc, ale nie wnikam.
                - Tak myślałem, czy nie chcesz wrócić do Polski… no wiesz… - Pokiwałam przecząco głową. – Dlaczego?
                - Bo chcę tu zostać z Tobą. – Odpowiedziałam cicho. – Nie chcę patrzeć na cierpienie bliskich. Już dość widziałam jak byłam mała…
                - Tej historii to chyba jeszcze nie słyszałem. – Powiedział, a ja lekko zmrużyłam oczy. – Chciałbym się dowiedzieć, co przeszłaś w życiu.
                - Nie lubię o tym mówić…. Na samą myśl płaczę. – Chłopak położył się obok mnie i czekał, aż zacznę opowiadanie. – Proszę cię, kiedy indziej. Dowiesz się na pewno. – Powiedziałam cicho, choć chłopak zauważył łzę spływającą po moim poliku i szybko ją starł wierzchem dłoni. 
                - Nie będę Cię męczył. Kiedy ostatnio byłaś tutaj? W Londynie? – Zapytał, prawdopodobnie, by odgonić mnie od tamtych myśli.
                - W Londynie raz. Nie pamiętam dokładnie teraz może sześć lat temu? Wiem tyle, że jak miałam dwanaście lat to polecieliśmy do Blackburn. – Chłopak popatrzył na mnie znacząco. – Też w Wielkiej Brytanii. – A on po chwili uderzył się w czoło, prawdopodobnie przypomniała mu się nazwa miasta. – Wiesz jak tam jest fajnie? Kurczę… byliśmy w takim dużym parku, ale jak on się nazywał? Ah tak! Corporation Park. Był niesamowity, ta fontanna na samym początku jak się wchodzi i jakieś taki ładne roślinki fioletowe, albo różowe. I króliki i piękne kompozycje kwiatowe. Takie jakby strumyczki , mój tata się kłócił z wujem dokąd idziemy. Wuj chciał iść na taki jakby punkt widokowe, a tata, gdzieś dalej. W ostateczności poszliśmy tam, gdzie wuj chciał. Widać było prawie całą panoramę Blackburn. O tak! To było najlepsze miejsce, jakie kiedykolwiek widziałam. No i nie zapominajmy…. – Chłopakowi zaświeciły się oczy. – O Blackpool i ten ich Wesołe Miasteczko.
                O… jakbym chciał się tam teraz znaleźć, naprawdę. 
                - Nie przeszkadzam? – Zapytał Niall. – Ja tylko pokiwałam przecząco głową.- No dobrze, bo Sophie i Zayn no… - Chłopak zatrzymał się. – No po prostu ta dziewczyna zjadła całe moje zapasy z lodówki. No jak tak można?
                - Kto? Sophie? Nie wierzę… przecież ona dba o linię… - Zaśmiałam się po cichu.
                Niall spiorunował mnie wzrokiem i poszedł nie zamykając za sobą drzwi. Niechętnie wstałam i zobaczyłam, że do pokoju Zayna wchodzi Sophie całując właściciela tego pomieszczenia. Tak namiętnie, że aż się wzdrygnęłam. Ledwo otworzył drzwi Zayn, nie odrywając się od niej. To trochę tak jakby zabolało…
                - Hm… Myślę, że nie będzie tu mile widziana. – Powiedział Louis, który ni stąd ni zowąd pojawił się przede mną zamykając drzwi.

                                                                                  * 
I jak podoba się? Mam nadzieję… ;D Nie będę się za dużo rozpisywać. Następny rozdział pojawi się po dziesięciu komentarzach!  :) Do następnego.
PS Lubię czytać wasze opinie na temat mojego bloga, więc jeśli moglibyście poleciś komuś mojego bloga… byłabym bardzo wdzięczna. :D
xo xo  

środa, 28 marca 2012

Rozdział 19

            Kiedy odkleił się ode mnie, uśmiechnął się i ujął moją twarz tak, że spojrzałam mu w oczy. Teraz wiedziałam tak naprawdę, co czuję. Byłam tego pewna w stu procentach.
            - Dziękuję. – Powiedziałam cicho.
            - Za co? – Spojrzał na mnie pytającymi oczami.
            - Za pocałunek. – Chłopak najwyraźniej nie wiedział, do czego zmierzam, ale skąd mógłby wiedzieć? Na Jego twarzy pojawił się szerszy uśmiech.
            - Czyli, że… - Nie dokończył.
            - Czyli, że wiem już, co czuję. – Przerwałam mu, bo nie chciałam słuchać, że on mnie kocha. – Ten pocałunek nie miał dla mnie najmniejszego znaczenia.
            Chłopak spuścił głowę na dół, a ja skorzystałam z okazji i wyszłam szybko z pokoju, zmierzając do kuchni, gdzie był mój ukochany.
            - Kochanie! – Powiedział, kiedy zobaczył moją sylwetkę na schodach. – Śniadanko gotowe.
            - Kochanie? – Powtórzyłam. – Od kiedy mnie tak nazywasz? Myślałam, że nie będziemy stosować żadnych zdrobnień.
            - Oj, nie przesadzaj. – Podszedł bliżej do mnie i objął w pasie. – Moja Marchewko! – Zastanowił się. – Widziałem… - Spojrzałam na niego przestraszona. – Widziałem jak całujesz Zayna, a raczej on Ciebie i co mu powiedziałaś…
            - To czekaj. Jak zrobiłeś śniadanie? – Zapytałam zdziwiona, przecież nie mógł być w dwóch miejscach naraz.
            - Przypomnę. – Zaśmiał się, po czym kontynuował dalej. – Mniej więcej piętnaście minut byłaś w łazience, więc ja przez ten czas zdążyłem zrobić kanapki. – Obdarował mnie promiennym uśmiechem. – Czyli, że teraz nie mam się przejmować Zaynem? – Zapytał, a ja pokiwałam twierdząco głową. –To dobrze, bo kiedy opowiadałaś mi o tym swoim śnie w śpiączce byłem naprawdę przerażony.
            Pocałował mnie jeszcze w usta i zasiedliśmy do śniadania.
            Nie minęło pięć minut, a ja pochłonęłam wszystko z talerza. Musiałam jeszcze poczekać na Louisa.
            - O Boże! A Aga? Jakoś jej tu nie widzę! – Powiedziałam.
            - Aga? – Spojrzał na mnie pytająco. – Aga już dawno wstała i jest zapewne na górze. Zaraz zejdzie.
            Odetchnęłam z ulgą, bo już myślałam, że Lou zapomniał o Adze.
            Po nie całych pięciu minutach byliśmy już w samochodzie Lou. Jechał bardzo przepisowo, co mnie trochę zirytowało. Nie żebym łamała prawo, albo coś, ale prędkość, z jaką się poruszaliśmy była bardzo wolna. Spojrzałam na licznik i zaniemówiłam. Poruszaliśmy się z prędkością 60 km/h. No cóż muszę przyznać, że jeździł jak mój wuja. 
            - Mój ty kochany Lou! Mógłbyś jechać troszeczkę szybciej? – Zapytałam lekko poirytowana. – Mijaliśmy znak, który informował, że dozwolona prędkość na tej drodze wynosi 90 km/h, więc albo przyśpieszysz, albo ja wysiadam, albo policja wlepi ci mandat za spowalnianie ruchu.
            - Wiesz… muszę cię zmartwić, Marcheweczko. – Powiedział i uśmiechnął się sam do siebie. – Teraz można już tylko jechać 60 km/h.
            - Ej! – Odezwała się z tyłu Aga. – Będziecie się kłócić o prędkość?
            - Ależ oczywiście, że nie. – Uśmiechnął się. – To tylko taka sprzeczka.
            Przez resztę drogi nikt nie zamienił żadnego słowa. Droga do szkoły trwała dwadzieścia minut tylko dlatego, że nasz Boo Bear trzymał się przepisów. 
            - To do zobaczenia Kochanie o 15! – Powiedział całując mnie przy tym w policzek.
            - Tylko tyle. – Zaprotestowałam i zatopiłam się w Jego ustach. – Tak lepiej. 
            Pomachał mi, kiedy wraz z Agą wchodziłyśmy do budynku.
            Witaj nowa szkoło!
            Od razu przy wejściu każda para oczu skierowana była właśnie na nas, dziwnie się czułam w tej sytuacji, ale jednak jakoś dotarłyśmy do klasy. Los tak chciał, że musiałam siedzieć koło jakiejś blondyny, a Aga obok niewysokiej dziewczyny z rudymi końcówkami.
            - Hej! – Przywitała się szeptem moja sąsiadka z ławki. – Czy Ty… no czy to prawda, że Ty chodzisz z Louisem Tomlinsonem?
            Zaczyna się. – Pomyślałam. Czy teraz każdy w szkole będzie się do nas przystawiał tylko dlatego, że znamy One Direction? To jakieś chore, ale moją uwagę przykuła osoba, a mianowicie dziewczyna. Brunetka o niebieskich oczach, jak ocean. Zamrugałam kilkakrotnie i niedowierzałam własnym oczom. To była… Nie, to niemożliwe.
            Sophie.

                                                                       *
Dzisiaj taki króciutki rozdział no, ale jakiś jest. :D Mam nadzieję, że się spodoba, bo mi osobiście jakoś do gustu nie przypadł, ale liczę na wasze szczere komentarze i do następnego.
Jeżeli ktoś ma jakieś pytania… 20662834 – kierować pod ten numer gg.
Do następnego!
xo xo

niedziela, 25 marca 2012

Rozdział 18

            Znalazłam się na wykwintnym balu, w którym wszyscy byli ubrani w cudowne kreacje i… maski. Krzątałam się wokół ludzi szukając… No właśnie! Czego? Zauważyłam w kącie, bacznie obserwującego każdy mój ruch - chłopaka ubranego w czarny smoking. Coś mówiło mi, abym ruszyła w Jego stronę, ale za nim się obejrzałam wyższy ode mnie a parę centymetrów nieznajomy wyciągnął do mnie swą dłoń i zaprosił do tańca. Przyznam szczerze, że tańce towarzyskie to nie moja bajka. Czułam na sobie Jego tajemniczy wzrok. Choć miał maskę, kogoś mi przypominał, ale kogo…? W tej chwili poczułam na swoich wargach Jego malinowe – usta. Nie protestowałam. Chłopak przyciągnął mnie bliżej do siebie. Wszystkie pary oczu były skierowane na nas. Byliśmy w centrum uwagi. Chłopak odsunął swoją twarz od mojej, a ja cicho westchnęłam. Na Jego twarzy namalował się uśmiech, a ja w tym samym czasie zobaczyłam coś… a raczej kogoś. Spojrzał na mnie smutnymi oczami i spuścił głowę. Poczułam delikatne ukłucie w sercu. Zerknęłam jeszcze raz na twarz chłopaka, który patrzył na mnie zdezorientowanymi oczami.
            - Przepraszam. – Zwróciłam się do mojego partnera od tańca.
            - Ależ oczywiście. – Odsunął się. – Idź. Znajdę Ciebie później.
            Po czym uśmiechnął się do mnie promiennie. Ruszyłam w stronę nieznajomego, który wtedy widział mnie z innym. Nie wiem, czemu, ale moje serce w tej chwili było rozdarte. „Pamiętaj… by być pamiętanym” – Takie słowa usłyszałam w mojej głowie. Zawzięcie Szukałam tego chłopaka zawzięcie, ale nigdzie Jego nie było. W ostatniej chwili straciłam nadzieję.
            - Nie poddawaj się. – Usłyszałam cichy szept chłopaka. 
            Odwróciłam się i zobaczyłam Louisa. Moje serce stanęło. Chłopak widząc mój szok zaśmiał się lekko. Czy to on był tym, który mnie całował, czy był tym widzem? Nie mogłam ich rozróżnić… mieli identyczny strój, ale Jego maska w prawej ręce coś mi mówiła.
            - Moja Ty księżniczko. – Powiedział cicho, po czym zbliżył swoją twarz do mojej tak, że na swojej szyi czułam Jego równomierny oddech. – Jak mówiłem, że Ciebie znajdę… Znalazłem.
            Uśmiechnął się sam do siebie, prawdopodobnie ciesząc się z tego faktu. Czyli tym chłopakiem, którego całowałam był Louis – to w takim razie – kim był tamten drugi? To pytanie cały czas mnie nękało.
            Stałam Cicho, nic nie mówiąc, a Louis patrzył w moje oczy. Chyba się rozpłynął.
            Suknia, którą miałam na sobie, była strasznie ciężką, dopiero teraz poczułam, że pod sukienką mam na sobie usztywnienie, aby sukienka rozchodziła się jak klosz. Na dodatek kapelusz spadł mi na oczy tak, że nic nie widziałam. Usłyszałam cichy śmiech Louisa.
            - Oh… - Uśmiechnął się i przytulił do siebie. – Mamy gościa. – Powiedział to i spojrzał się za siebie.
            - Dzień dobry! – Powiedział chłopak.
            Spojrzałam się w Jego stronę i zobaczyłam Zayna. To on był tym drugim nieznajomym. Jego wyraz twarzy przedstawiał, że nie jest zbytnio zadowolony.
            - Katherine. – Zayn zwrócił się do chyba do mnie, ale przecież ja nazywam się Klara, a nie Katherine. – Chciałbym pomówić z Tobą na osobności.
            - Bracie. – Zaczął Louis, ale zaraz „bracie”… skąd? Jak? – Pogódź się z myślą, że całą wieczność to ja spędzę u Jej boku. Tak czy inaczej… Damon pogódź się z tą wiadomością.
            Moment… Co? Skąd te imiona? Dziewczyna, za dużo naoglądałaś się filmów. Za dużo. – Stwierdziłam. Widząc Zayna, a raczej Damona coś w moim sercu drgnęło.
            - Katherine, proszę… - Zaczął chłopak, którego teraz obserwowałam. – Chciałbym z Tobą porozmawiać – to ważne.
            Skinęłam głową, a zniesmaczony Stefano-Louis udał się w przeciwną stronę, wymijając mnie ze złością. Pokiwałam z dezaprobatą głową i podeszłam bliżej Damona-Zayna. Nie wiedziałam jak ich teraz nazywać. Postanowiłam używać imion z tego snu.
            - O czym chciałeś ze mną porozmawiać? – Zaczęłam i wymusiłam się na ciepły uśmiech, ale wyszło to raczej na grymas.
            - O nas. – Powiedział, po czym spuścił głowę.
            - Ale… - Zaczęłam, ale chłopak mi przerwał.
            - Wiem, że kochasz Stefano, ale…
            - Nie Zayn… - Popatrzył się na mnie zdziwionym wzrokiem. – To znaczy Damon. Przepraszam, boli mnie głowa. – Skłamałam. – Kocham Louisa. – Kurde! Co się ze mną dzieje… zapamiętaj Stefano, Damon i Katherine! Czy to takie trudne? – To znaczy kocham Stefano.
            - Na pewno nic Cie nie jest? Oprócz migreny. – Zapytał, a ja pokiwałam przecząco głową. – Wiesz, kiedy byłem w Atlancie… - Zaraz, gdzie? Nie dałam po sobie poznać zaskoczenia. – Tęskniłem i Katherine ja… Ja Ciebie kocham.
            Niepewnie zbliżył się do mnie, ale ja zrobiłam krok w tył.
            - Który jest rok? – Zapytałam, a on był zdziwiony mym pytaniem.
            - 1864 rok. – Zastanowił się, po czym dodał. – Czy to, aby na pewno migrena.
            - Tak. – Powiedziałam krótko i ruszyłam w przeciwną stronę do Jego.
            Klaro, a raczej Katherine, za dużo telewizji, za dużo seriali, za dużo Pamiętników Wampirów. Właśnie! Teraz zdałam sobie sprawę, że odgrywam rolę tak jakby w tym serialu. Tak, przecież niekiedy pokazywali sceny z Katherine, Damonem, Stefano…
            Czy w takim razie ja w tym śnie jestem… No… Czy ja jestem wampirem? Zadałam sobie to pytanie i w połowie drogi zesztywniałam, kiedy poczułam palący głód. Nerwowo zacisnęłam pięści i udałam się w stronę miejsca, z którego dobiegały te zapachy, te żyły… Nie… Klaro, przecież we własnym śnie nie będziesz zabijać, ale pokusa była silniejsza. Nie! Musisz znaleźć Stefano, czy Louisa. Oh! Nie wiedziałam jak się zwracać. Trudno będę używać jednak imion z rzeczywistości. Udałam się w stronę Sali balowej. Suknia, którą miałam na sobie była bardzo uciążliwa. A co jeżeli ten sen chce mi coś pokazać? – Nagle włączyłam racjonalne myślenie. Te całe życie toczone podczas mojej śpiączki i teraz ten sen. Czy to prawda, że Zayn kocha Klarę? Czy to może być prawda? Jednak nic w zachowaniu chłopaka nie było widać innego, co wskazywałoby na to, że jest bezgranicznie we mnie zakochany. Zaraz… Klaro! Jego mina, kiedy mówiłaś, że on był w Tonie zakochany, przecież to samo mówiło za siebie. W Jego oczach było widać wtedy strach i uczucie, że został prawie zdemaskowany, a kiedy Liam powiedział, że to wydarzenia, które wydarzą się w przyszłości? Wtedy Zayn wyglądał jakby siedział na szpilkach. Klaro! Myśl… ale nie możesz się teraz zakochać w Zaynie. Nie! Masz Louisa, którego kochasz i który kocha również Ciebie. Jednak to, co działo się w mojej podświadomości podczas, gdy ja byłam w śpiączce, te uczucia do Zayna… Ja przez ten czas w nim się zakochałam, ale jak to możliwe? Skoro to tak naprawdę się nie wydarzyło? Ktoś złapał mnie od tyłu, przestraszyłam się.

           
Otworzyłam leniwie oczy i spojrzałam na twarz… uśmiechniętego Louisa.
            - Nie ładnie, nie ładnie. – Powiedziałam zaspanym głosem. – Nie ładnie tak budzić.
            - Wstawaj! – Powiedział łagodnie. – Dziś pierwszy dzień Twojej nowej szkoły. – Odparł wesoło. – Masz dwadzieścia minut i widzę Ciebie na dole uszykowaną.
            Niechętnie podniosłam się z łóżka i ruszyłam do łazienki. Jak, co rano umyłam się i ubrałam świeże ciuchy. Wychodziłam już z łazienki i kiedy otwierałam drzwi na łóżku ujrzałam Zayna ze spuszczoną głową.
            - Klaro? – Zapytał, kiedy ujrzał moją sylwetkę w drzwiach. – Muszę Ci coś wyznać.
            O nie! Proszę nie…
            Chłopak podszedł do mnie bliżej tak, że mógł mi spojrzeć w oczy. Złapał mnie za prawą rękę i przyciągnął di siebie. Głośno przełknęłam ślinę. Wiedziałam co chce powiedzieć.
            - Muszę… - Zaczął niepewnie. – Klaro, kocham Cię.
            Zamarłam. W tej oto chwili Zayn Malik wyznał mi miłość. Proszę… Nie chcę przechodzić przez to drugi raz.
            - Zayn… przykro mi, ale ja kocham… - Nie dokończyłam, bo chłopak pocałował mnie delikatnie.

                                                                       *
Na początku chciałabym podziękować osobą, które czytają mój blog. :) Dziękuję bardzo! No i zapraszam do komentowania. :D Do następnego! I przepraszam, że taki krótki. Następny będzie dłuższy. xD

xo xo  

środa, 21 marca 2012

Rozdział 17

            Dopiero teraz poczułam wibracje w prawej kieszeni moich spodni. Spojrzałam jeszcze raz na Louisa, który już był zmęczony, ale mimo wszystko się uśmiechał i odebrałam telefon.
            - Tata? Co się dzieje? – Próbowałam się wsłuchać w to co mówił ale nic nie rozumiałem. Co piąte słowo słyszałam „mama jest…” i tu się urywało bo tacie łamał się głos. Nie wytrzymałam. – Tato!
            - Tak? – Usłyszałam po drugiej stronie.
            - Możesz się uspokoić? – Powiedziałam. – Co się stało? Mów po kolei i nie krzycz. – Spojrzała na mnie Aga, a ja wzruszyłam ramionami.
            - Mama ona… ona popełniła samobójstwo. – Odrzekł smutno. Do moich oczu momentalnie napłynęły łzy. 
            Czemu ja się pytam? Dlaczego to mi przytrafiają się takie sytuacje? Najpierw Louis chciał popełnić samobójstwo, do którego nie doszła i mama, która… Nie! To nie może być prawda! Moja mama musi żyć… Co ja teraz zrobię? Upadłam na szpitalną podłogę, a twarz schowałam w moich rękach i nie zważałam uwagi na zdziwionych tą sytuacją przyjaciół. Nagle poczułam, że odpływam, to był moment, kiedy przed moimi oczami nastała ciemność. Poczułam jedynie czyjąś rękę na moim ramieniu.
            Ktoś mną potrząsał. Delikatnie otworzyłam oczy, zamrugałam i stwierdziłam, że jestem gdzie indziej, a mianowicie byłam w domu, który kupili mi rodzice. Ujrzałam nad sobą zatroskaną twarz Louisa.
            - Ty nie jesteś w szpitalu? – Zapytałam, bo jeszcze nie dawno Lou leżał na łóżku szpitalnym.
            - Ja? – Zaśmiał się. – Ty głuptasie byłaś w szpitalu. Dziś Ciebie wypisali, bo zgodziliśmy się Tobą zaopiekować.
            Patrzyłam na niego zszokowana. Jak to? To ja byłam w szpitalu? A te wszystkie wydarzenia? Ślub, zdrada, rozwód rodziców? To było wszystko nie prawdziwe?
            - Powiedz mi, kiedy? To znaczy, co mi się stało? I jaki to był dzień, opisz go. – Lou zrobił zdziwioną minę.
            - No dobrze. – Zaczął. – To było wtedy, kiedy ja wybiegłem z Tobą na ulicę, pamiętasz? Aga i Harry mieli wtedy randkę? I ja… i  ja Ciebie upuściłem, spadłaś… To wszystko. Czy o czymś powinienem wiedzieć? – Zapytał, a ja zastanawiałam się jak to możliwe.
             Czyli, że ja śniłam? A może los daje mi drugą szansę? Czy takie coś jest możliwe? W mojej głowie pojawiła się masa pytań. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
            - Oh… - Westchnęłam i rzuciłam się Louisowi w ramiona. – Jak dobrze, że jesteś tu przy mnie. 
            Pogłaskał mnie po plecach, a ja czułam się bezpiecznie. Jak dobrze żyć z myślą, że nie zdradziłam mojego chłopaka, że moi rodzice się nie rozwodzą. 
            Postanowiłam opowiedzieć wszystko Louisowi, on jedynie patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczyma. Słowa przychodziły m z trudem, ale jakoś wytłumaczyłam chłopakowi, co działo się w tym czasie w mojej głowie. 
            - Nie wierzę. – Powiedział, kiedy skończyłam mówić. – Nie wierzę, że mogłabyś mnie kiedykolwiek zdradzić i to z moim najlepszym przyjacielem. Jak dobrze, że to nie prawda.
            - Tak, to dobrze. Dobrze, że już jestem w rzeczywistości. – Uśmiechnęłam się do chłopaka, który przytulił mnie do siebie mocniej i pocałował w czoło.
            Po paru sekundach wstał i pociągnął mnie na dół. Mimo moich protestów Lou nie odpuścił tylko wziął mnie na ręce i zaniósł na dół.
            - No, kogo ja tu widzę. – Odparł Niall. – Nareszcie! Tydzień bez Ciebie to jak wieczność.
            Zaraz, zaraz, czy Niall powiedział tydzień? Ja tydzień byłam w śpiączce, czy jak ten stan można określić? 
            - Lou? – Zwróciłam się do chłopaka, który nadal trzymał mnie na rękach. – Ja tydzień… no wiesz…
            - Tak. – Uśmiechnął się. – Równiutki tydzień. – Ale radość po chwili zniknęła i ustąpiła miejsce smutkowi. – To moja wina…
            - Nie! – Przerwałam mu. – Nie zadręczaj się! Ja nie gniewam się. Wiem, że jestem ciężka, a to był tego dowód.
            Zauważyłam, że na twarzy Lou pojawił się uśmiech, a ja przysunęłam twarz bliżej jego i pocałowałam. Tak dawno nie czułam jego miękkich, malinowych ust. Zatonęłam. 
            -Daj jej odpocząć. – Wyrwał nas Liam. – Dopiero, co się wybudziła. Pewnie jest głodna.
            Lou postawił mnie na ziemi, a ja podreptałam w stronę stołu. Usiadłam między Louisem, a Zaynem. Trochę dziwnie się czułam w towarzystwie Malika. Ciągle zerkałam na niego on natomiast swój wzrok zatrzymał na swojej kanapce.
            Nawet nie wiem, kiedy byłam tak szczęśliwa. Chyba wtedy, kiedy dostałam pierwszy telefon. Tak! Chyba tak… Ale teraz to było szczęście i ulga. Ulga, że to wszystko działo się w mojej podświadomości.
            - Liam? – Zapytałam go. – Jak Ci się układa z Patrycją?
            Spojrzał na mnie ze zdziwionymi oczami tak samo jak reszta.
            - Jaka Patrycja? – Harry już chciał coś więcej powiedzieć, ale Liam go uciszył.
            - Skąd wiesz? – Swoje pytanie Liam skierował do mnie.
            - Skąd wiem? W mojej podświadomości Ty byłeś z Patrycją, Agata z Harrym, Ja z Louisem, a na weselu zdradziłam go z… - Przełknęłam ślinę. – Z Zaynem. Potem Lou chciał podciąć sobie żyły, ale w porą wraz z Agą znalazłyśmy chłopaka. Moi rodzice się rozwodzili, a mama na końcu popełniła samobójstwo i w tym czasie kiedy się o tym dowiedziałam zemdlałam. Obudziłam się już tutaj. – Wszyscy patrzyli na mnie zszokowanymi oczami, a najbardziej Zayn.
            - Oł… - Zaczął Liam. – Więc Twoja podświadomość przekazała Ci informację z przyszłości.
            Aga, która siedziała najbliżej Liama szturchnęła go ramieniem.
            - Co Ty mówisz? – Zapytała ze złością? – Jakie informacje z przyszłości? To po prostu były jakieś farmazony.
            Dobrze, że Aga tak samo sądziła i Louis, przynajmniej nie byłam sama. Jednak Liam mnie tym zszokował, a co jeśli? Co jeśli to była moja przyszłość? Może to była jakaś wskazówka? Żeby nie popełnić tego błędu, który przyniósł tak wiele smutku i bólu.
            - No, bo to prawda, że spotykam się z Patrycją. – Powiedział po chwili Liam, tłumacząc się.
            - Ale ja jakoś nie chodzę z Harrym. – Zaprotestowała Aga. – Zaprosił mnie na spotkanie i to wszystko.
            - No właśnie! Liam jakie informacje z przyszłości? – Wtrącił się Harry.
            Zayn siedział cicho jakby coś go trapiło. Może on coś do mnie czuje? Nie, Klaro! Nie fantazjuj tak. Myśl, że wszystko jest dobrze. Tak, to podniosło mnie na duchu.
            - To może ja już pójdę na górę. – Powiedziałam. – Zostawiam was z tą zagadką z  przyszłości.
            Uśmiechnęłam się, a za mną ruszył Louis, który kiedy byliśmy już na górze złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Odgarnął kosmyk włosów spadający na moje czoło i pocałował mnie w usta.
Nie zważając na to, że jesteśmy na korytarzu rozpięłam mu jego koszulę, a chłopak uśmiechnął się i znów zatopił w moich ustach swoje. Nie wiem, kiedy znaleźliśmy się w naszym pokoju, ale w każdym bądź razie leżałam już na łóżku, a Lou był nade mną. W ciągu paru sekund pozbył się mojej bluzki od piżami i spodni. Tak, że zostałam już tylko w niebieskim figi. Każdy milimetr mojego ciała został obdarowany pocałunkami Louisa. Lekko jęknęłam z przyjemności, a na twarzy Tomlinsona pojawił się szeroki uśmiech. Chłopak pozbył się swoich ubrań próbójąc jak najmniej odrywać się od moich ust. Nie mogłam złapać oddechu, ale było mi dobrze. Czułam, że chłopak zsuwałze mnie ostatnią część mojej garderoby. Oboje nie mieliśmy już na sobie żadnych ubrań. Moje ręce wylądowały na jego głowie i przybliżyłam swoją twarz do jego, pocałowałam go w usta, a potem w szyję. Po chwili nasze ciała złączyły się razem. Wydobyłam z siebie cichy jęk, a może raczej westchnięcie. Całował mnie przy tym w szyję, a ja czułam się spełniona. Pragnęłam go ta mocno jak nigdy dotąd. Nagle Lou znalazł się po mojej prawej stronie, obróciłam się,a on z zaskoczenia złożył pocałunek na moich ustach. Teraz to ja byłam nad nim. Pocałowałam go w szyję, a potem dotknęłam ręką jego torsu. Wtedy przypomniała mi się noc, w której przeszkodził nam Zayn. Momentalnie się wystaszyłam i spojrzałam w stronę drzwi i wytężyłam słuch, jednak nic nie było słychać.
            - Co jest? – Szepnął mi na ucho.
            Obróciłam twarz w jego stronę i zobaczyłam smutek w Louisowych oczach
. Położyłam się obok chłopaka i spojrzałam w sufit.
            - Wesele, noc, Ty i ja razem w hotelowym pokoju, sami, Zayn. – Rzuciłam hasłami, ale Louis pokiwał głową. – Tak jakoś przypomniało mi się to i…
            - Nie, nic się nie stało. – Przerwał mi.
            - Przepraszam. – Louis pokiwał przecząco głową.
            Objął mnie swoim ramieniem i nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Nie orientowałam się jaki to był dzień. Może niedziela, może poniedziałek, albo wtorek…

                                                                       *
Jest kolejny rozdział! Byłby wczoraj, ale byłam na wycieczce i nie miałam kiedy dodać. Mam nadzieję, że się spodoba. Jeśli czytasz to opowiadanie to skomentuj. Dla mnie to dużon znaczy. Do następnego!
xo xo


niedziela, 18 marca 2012

Nowy blog!

Cześć!
Postanowiłam założyć drugiego bloga z nowym opowiadaniem również o One Direction :)
Oczywiście dalej będę prowadzić to opowiadanie.
Link do opowiadania:
http://need-you-now-louis.blogspot.com/
Mam nadzieję, że się spodoba i zapraszam do komentowania! :D Pojawił się już pierwszy rozdział. :)
xo xo

Rozdział 16

            Nie mogłam się skupić na żadnej lekcji. Kiedy zadzwonił zbawienny dzwonek informujący nas, że to już koniec dzisiejszych zajęć byłam szczęśliwa jak nigdy dotąd. Z wielkimi uśmiechami na twarzach udałyśmy się w stronę naszych domów. Dom rodziców był bliżej niż mój, który mi kupili, ale że jak mieszkałam z mamą i tatą droga powrotna zleciała mi szybko. Nie zamieniłyśmy z Agą żadnego słowa, szłyśmy w milczeniu. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę drzwi, walnęłam torebkę w kąt i udałam się do swojego pokoju. Obok był pokój rodziców, z którego dochodziły jakieś szepty. Przysunęłam ucho do drzwi i wytężyłam słuch.
            - Jak mamy jej to powiedzieć? – Zapytała mama.
            - Nie wiem. – Powiedział tępo tata. – To nie moja wina, że się rozwodzimy.
            Mama nic nie odpowiedziała. Dla mnie to był szok. Moi rodzice się rozwodzą, ale nic na to nie wskazywało. Nigdy się nie kłócili a teraz tak po prostu chcą się rozwieść. Wparowałam do swojego pokoju z prędkością światła i rzuciłam się na swoje łóżko. Louis w szpitalu, nie wiadomo czy mi wybaczy a teraz rodzice się rozwodzą. Czemu to ja tak muszę cierpieć. Pozostaje jedno pytanie. Czy rodzice wrócą do Polski i zabiorą mnie ze sobą? Jedno jest pewne, że w na tym świecie nic nie jest pewne. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo sens tego zdania okazał się nie zbyt zrozumiały. Mimo wszystko resztką siły psychicznej włączyłam laptopa i nigdy tego nie robiłam, ale postanowiłam odwiedzić strony plotkarskie. Zwykłe rzeczy rozwody, rozstania, powroty, nowe miłości. Myszką zjechałam na dół i ujrzałam moje zdjęcie wraz z Louisem i Zaynem. Czy zespół się rozpadnie przez tą dziewczynę? Kogo wybierze? Zayna czy Louisa a może złamie im serca? Jedno jest pewne, że przez właśnie tą dziewczynę wczoraj Louis Tomlinson trafił do szpitala. Nic nie jest pewne. Stan chłopaka jest krytyczny. Bądźmy dobrej myśli. Mamy nadzieję, że ta dziewczyna zniknie z życia chłopaków. Jak widać są same problemy. Czytając ten fragment miałam łzy w oczach. Czyli chcą abym wyjechała? Dobrze… Może faktycznie będzie lepiej dla chłopaków, jeżeli wyjadę.
            Udałam się na obiad na dół do jadalni, gdzie czekali na mnie rodzice z posępnymi minami. Czyli postanowili mi teraz powiedzieć.
            - Córciu, siadaj. – Pokazał tato miejsce obok siebie.
            Usiadłam potulnie, a mama nalała mi zupę do talerza. Pomidorowa. Wzięłam niepewnie do ręki łyżkę i kiedy chciałam włożyć ją do ust tata powstrzymał mnie ruchem ręki.
            - Poczekaj, za chwilę zjesz. – Powiedział tępo. – Bo wiesz… ja i mama… my się rozwodzimy.
            W jego ustach brzmiało to bardziej posępniej i rozpłakałam się. Mama spojrzała na mnie a potem na ojca.
            - Stefan nie trzeba było mówić tak wprost. – Zaczęłam mama. – Bo my z ojcem się już nie kochamy. Ta miłość zgasło, kiedy przeprowadziliśmy się do Londynu.
            - Chciałaś powiedzieć, kiedy Ty zaczęłaś spotykać się z Brytyjczykiem. – Widziałam w oczach ojca złość, nigdy nie był tak wściekły.
            - Mamo to prawda? – Zapytałam ocierając oczy kantem dłoni. Mama jedynie pokiwała twierdząco głową a potem ją spuściła.
            Dla mnie to był szok. Jak mama mogła zdradzić ojca? Nie wiem, co teraz będzie. Czy tata zostanie w Londynie, czy wyprowadzi się do Polski. Może wróci…
            - Klaro, ja wracam do Polski. – A jednak, czyli może wrócę razem z nim. – Za dwa tygodnie.
            Pokiwałam tylko głową, że rozumiem. Musiałam się dobrze nad tym zastanowić, czy zostać, czy wyjechać. Nic nie ułatwiało mi tej decyzji. Są tutaj moi przyjaciele i mój chłopak, nie wiem czy on jeszcze jest moim chłopakiem, ale zawsze warto mieć nadzieję. Myślę, że odpowiedź przyjdzie z czasem. Trzeba być dobrej myśli. Powachlowałam trochę tą łyżką, potem szukałam na dnie… chyba wczorajszego dnia i odłożyłam talerz do zlewu. Udałam się na górę, gdzie położyłam się na łóżko i zaczęłam płakać w poduszkę. Może mam to odziedziczone po mamie? Zdradę. Skoro ona zdradziła swojego męża a ja mojego chłopaka. Nic już nie było pewne. Moje rozmyślanie przerwało ciche pukanie do drzwi pokoju. Szybko otarłam łzy wierzchem dłoni.
            - Proszę. – Powiedziałam cicho, ale najwyraźniej ta osoba mnie usłyszała, bo już po chwili drzwi otworzyły się i stanął w nich Liam. 
            Kiedy mnie zobaczył szybkim krokiem podszedł do mnie i usiadł obok. Przytulił mnie a ja znów się rozpłakałam.
            - Czytałaś te plotki na Internecie? – Zapytał a ja pokiwałam twierdząco głową. – Nie wyjedziesz, prawda? Zostaniesz tu z nami? Louis Ciebie potrzebuje.
            - Po tym, co mu zrobiłam. – Urwałam. – To wątpię w to, aby mnie potrzebował. Po za tym jest jeszcze sprawa. Moi rodzice, oni się rozwodzą. Mama prawdopodobnie zostanie tu a tato wraca do Polski.
            - To, to przykre, ale zostaniesz z mamą? – A ten dalej o tym czy zostanę, czy wyjadę.
            - Nie wiem. Nie będę chciała widzieć na oczy tego kolesia jak i mamy. – Popatrzył na mnie pytająco. – Moja mama zdradził mojego tatę z jakimś Brytyjczykiem.
            Liam nic nie powiedział tylko pokiwał tępo głową na znak, że rozumie. Przytulił mnie mocniej do siebie i wtedy usłyszałam dźwięk dzwoniącej komórki. Nie znałam dokładnej lokalizacji mojej komórki, więc rzuciłam się na jej poszukiwanie. Po paru sekundach odnalazłam ją, leżała na biurku. Niepewnie nacisnęłam na zieloną słuchawkę. Po drugiej stronie usłyszałam męski głos. To był doktor ze szpitala.
            - Liam! Szybko. – Chłopak patrzył na mnie ze zdziwieniem, gdy ja krzątałam się po moim pokoju szukając torby, przypomniało mi się, że leży w salonie. – Louis! On się obudził.
            Liam zerwał się na równe nogi pobiegliśmy w stronę szpitala. Nie zważaliśmy uwagi na to, że pada śnieg, nie przeszkadzało nam to. Ważne, że Louis się obudził.
            - Louis! – Zawołałam, kiedy weszliśmy do jego sali. 
            Chłopak podniósł się na łokciach i uśmiechnął się, kiedy mnie zobaczył. Podbiegła do niego i przytuliłam najmocniej jak tylko mogłam.
            - Jakbyś mnie nie widziała przez parę lat. – Uśmiechnął się krzywo.
            - Wiesz jak nas wystraszyłeś? – Chłopak pokiwał głową. – Dlaczego to zrobiłeś?
            - Chciałem Ci ułatwić życie. – Powiedział a w jego oczach ujrzałam smutek.
            - Chciałeś mi ułatwić życie? Tak?! No, więc to Ty jesteś całym moim światem, jeżeli byś odszedł na pewno by mi to nie ułatwiło życia, po za tym… - Urwałam.
            - Co?
            - Moi rodzice się rozwodzą. – W moich oczach pojawiły się łzy. Chłopak widząc to posmutniał.
            - Ja, ja nie wiedziałem.
            - Moja mama zdradziła mojego ojca. – Z trudem wypowiadałam każde słowa, ale jakoś powiedziałam je tak, że chłopak zrozumiał.
            - Wybaczam Ci. – Powiedział cicho Lou.
            - Co? Jak możesz mi wybaczyć zdradę?
            - Nie chciałaś mnie zdradzić. Zrozumiałem teraz, że nie wytrzymam bez Ciebie ani minuty dłużej, jesteś częścią mojego życia. 
            Przytuliłam go jeszcze mocniej i pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Louis otarł ją swoją dłonią. Było mi tak dobrze, ale nie jak on mógł mi wybaczyć zdradę? Jak? Całowałam się z jego najlepszym przyjacielem i gdyby nie moje resztki rozumu wylądowałabym z nim w łóżku. Chociaż już tak blisko było. Brzydziłam się sobą za to, co zrobiłam. Louis to skarb. Mimo iż dzieliła nas różnica czterech lat to bardzo dobrze się rozumieliśmy. Przypomniała sobie wszystkie chwile spędzone z Lou. Dopiero teraz zauważyłam, że Liam rozmawiał z lekarzem. Nie wsłuchiwałam się za bardzo w to, co mówili. Uśmiechnęłam się do Lou, który gładził mnie swoją ręką po plecach.
                                                                       *

            Dalej no, gdzie jest Klara? Dzwonię do niej od pół godzin a ona nie raczy odebrać. Chamstwo w państwie, dosłownie. Nie zwlekając dłużej postanowiłam, że udam się do domu jej rodziców. Idąc napotkałam na swojej drodze Patrycję.
            - Hej! – Przywitałam się najgrzeczniej jak tylko potrafiłam.
            - Cześć! – Zastanowił się. – Nie wiesz, gdzie jest Liam? Byliśmy umówieni, od pół godziny już go szukam i ani śladu…
            - Nie, nie widziałam. – Może jest z Klarą? – Wiesz, coś mi się wydaje, że on może być z Klarą? – Dziewczyna popatrzyła na mnie pytająco. – Z moją przyjaciółką, bo wiesz jej chłopak jest w szpitalu. – Kiedy tylko powiedziałam „jej chłopak” dziewczyna odetchnęła z ulgą. – Zajrzyjmy do jej domu, może tam są.
            Do domu rodziców Klary było już nie Dalek, pięć minut drogi. Drzwi otworzył nam ojciec Klary.
            - Dzień dobry panu! – Wymusiłam się na uśmiech, choć tak naprawdę nie miałam na nic nastroju. – Jest Klara w domu? – Mężczyzna pokiwał przecząco głową. – A nie wie pan, gdzie jest?
            - Z tego, co usłyszałem pobiegła do szpitala. – Odparł sucho. – Louis się obudził.
            Podziękowałam za tą informację i wraz z Patrycją udałyśmy się do szpitala. Ta dziewczyna okazała się naprawdę miła. Przez całą drogę śmiałyśmy się a ona opowiadała mi o swojej babci, która przepisała na nią swój dom. Z jej opowiadań wywnioskowałam, że jest to naprawdę ogromna willa.
            Na miejscu od razu pobiegłyśmy pod salę 24. Z niej usłyszeliśmy dochodzące odgłosy radości. Znów można było usłyszeć głos Louisa i szczęśliwej Klary.
            - Cześć! – Rzuciła Patrycja. – Czy Ty aby Liam o czymś nie zapomniałeś?
            - Patrycja?! – Odparł chłopak z niedowierzaniem. – Przepraszam, że nie przyszedłem, ale mój przyjaciel był w szpitalu, to znaczy jest…
            Liam zaczął tłumaczyć się Patrycji, która mierzyła go wzrokiem a on od czasu do czasu się wzdrygał. Zauważyłam również, że relacje Klary i Louisa znacznie się poprawiły. Czyżby się pogodzili i wrócili do siebie? Mam taką nadzieję…

                                                                       *

Hej! Tak, więc jest już kolejny rozdział, ale trochę krótki. Nie wiem czy dodam jutro nowy rozdział, postaram się. :) Liczę, że mimo wszystko rozdział się spodoba. Postanowiłam założyć również nowego bloga z nowym opowiadaniem. Jeszcze dziś powinien pojawić się link do tego opowiadania z pierwszym rozdziałem! :D
xo xo

sobota, 17 marca 2012

Rozdział 15

            Chłopak nic nie odpowiedział widać było, że jest smutny, ale, po co tu przychodził? Po co? Skoro powiedział, że „muszę to przemyśleć”? Jednak przyszedł, ledwo trzymając się na nogach, ale przyszedł. Jakie miał zamiary? 
            - To już nie mogę odwiedzić mojej dziewczyny? – Zapytał z lekką ironią.
            Tym razem to ja milczałam. Kiedy wymówił te słowa zamarłam. Czy on mi to wybaczył? Jak? Przecież zdrada jest niewybaczalna… W tym przypadku. Jak mógł mi wybaczyć skoro zdradziłam go z jego najlepszym przyjacielem?
            - Mogę wejść? – Zapytał.
            Gestem ręki pokazałam, że może wejść do środka. Zamknęłam drzwi i czekałam, co dalej się wydarzy.
            - Dlaczego mnie zostawiłaś?
            - Jak to, dlaczego? - Zaakcentowałam dokładnie ostatni wyraz.
            Milczał. Czy to był zły znak a może dobry? Chłopak jeszcze przez moment wbijał wzrok w podłogę, ale potem podszedł bliżej mnie i pocałował delikatnie. Kiedy poczułam zapach alkoholu z jego ust zrobiło mi się nie dobrze. Zawsze odrażał mnie ten zapach, nie należał do moich ulubionych, ale teraz jakoś nie przeszkadzało mi to. Delikatny pocałunek przemieniał się w bardziej namiętniejszy. Zaplotłam swoje ręce wokół jego szyi. Louis na moment odsunął się ode mnie chcąc ściągnąć mi bluzkę.
            - Louis, nie. – Powiedziałam, ale chłopak nic nie zareagował. – Louis, proszę… jesteś pod wpływem alkoholu. Po za tym rodzice są w domu.
            Nic, cisza. Dreszcz przeszedł przez moje ciało, kiedy Lou pogładził mnie po plecach i pocałował mnie w szyję. Lubiłam, kiedy to chłopak składał pocałunki na mojej szyi.
            - Rozumiem. – Powiedział, a ja spojrzałam na niego pytająco. – Zayn jest w parku idź do niego.
            - Co? – O czym on mówił? Czemu mówił, że Zayn jest w parku? Po co mi ta informacja?
            - Na pewno się ucieszy. – Powiedział tępo. – Idź sobie do swojego chłopaka.
            - Louis! Wiesz o tym, że o Ty jesteś w moim sercu, więc dlaczego robisz mi wyrzuty? Wiem, że źle zrobiłam…
            Nie wytrzymałam, łzy spływały po moim policzku. Kiedy chłopak to zobaczył zaczął się śmiać.
            - Myślisz, że płacz w czymś pomoże? – Zastanowił się. – Myślisz, że wtedy Ci wybaczę? Jeśli mnie kochasz to… - Urwał. – To wróć do nas. Do Twojej przyjaciółki… do mnie.
            - Mam wrócić jakby nigdy nic się nie stało? – Nie wiedziałam, czy mogłam to powiedzieć, ale odważyłam się. – Jak mam pokazać się na oczy Zaynowi?
            - Czyli tu chodzi o Zayna? – Jego twarz wyrażał teraz złość. – Zayn, Zayn, Zayn… kochasz go?
            Nie mogłam nic wykrztusić z siebie. To pytanie zatkało mnie. Louis czekał na odpowiedź, a ja, co miałam powiedzieć? Powiedzieć tak kocham go, ale Ty jesteś dla mnie ważniejszy? To by zraniło Louisa bardziej.
            - To tylko przyjaciel… Choć nie wiem, czy teraz będziemy mogli ze sobą normalnie rozmawiać.
            Lou milczał. Zastanawiał się, co powiedzieć, analizował każde wyrazy. Choć nie wiem jak mógł myśleć trzeźwo skoro był pod wpływem alkoholu.
            - Kochasz mnie?
            - Tak. – Powiedziałam krótko.
            Na twarzy Louisa pojawił się uśmiech, ale po chwili znikł, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Jako, że Lou stał najbliżej drzwi otworzył je, a ja zamarłam. Jeszcze jego tu brakowało.
            - Kochanek przyszedł… - Powiedział Lou ze złością.
            - Ja… Ja nie wiem po, co on tu przyszedł.
            - Chciałem wiedzieć, na czym stoję. – Powiedział Zayn patrząc się w podłogę.
            - To ja już idę. – Zakomunikował Lou.
            - Nie… czekaj. – Złapałam go za rękę, ale on szybko wyswobodził się z uścisku.
            - Po co tu przyszedłeś, Zayn? – Warknęłam.
            Chłopak widząc moją złość, nie wiedział czy ma coś powiedzieć, czy też nie. Po chwili zrobił krok w tył i obrócił się na pięcie. W tej sekundzie zrobiło mi się jego żal. Ja… ja kochałam go, kochałam go tak samo jak Louisa, ale czy tak można? Nie. Dziękuję za pocieszenie mnie mój Ty kochany rozumie.
            - Czekaj! – Krzyknęłam, choć Zayn był blisko. Zobaczyłam, że na jego twarzy malował się uśmiech. – Możemy pogadać w drodze do… - Nie wiedziałam jak miałam określić mój dom, w którym mieszkali chłopaki i Aga. 
            Zayn wiedząc, o co mi chodzi uśmiechnął się promiennie. Pobiegłam na górę ubrać się w ciepłe ciuchy, a chłopak czekał na mnie w salonie. Nie minęło dziesięć minut a ja byłam już gotowa. Założyłam kurtkę, czapkę, szalik, buty by nie zmarznąć. Choć nie było śniegu i aż tak dużego mrozu to na dworze panował chłód.
            - Ja bardzo przepraszam. – Powiedział, kiedy byliśmy zakluczyłam drzwi. – To moja wina… Przecież wiedziałem, że kochasz Louisa. Jestem skończonym idiotą.
            - Nie, nie przepraszaj mnie. To moja wina, to ja nie powinnam Ciebie całować. Moje uczucia do Ciebie są… - Urwałam, by móc zastanowić się, czy mogę to jemu powiedzieć. – Zayn ja Ciebie kocham.
            Chłopak przeniósł wzrok na moją twarz. Wpatrywał się swoimi brązowymi oczami w moje, tak jak wtedy na poprawinach, kiedy popełniłam największy błąd w moim życiu. Przez resztę drogi szliśmy w milczeniu. Dobrze zrobiła mi ta cisza.
            Wparowałam szybko do mojego i Louisa pokoju, bo coś kazało mi tam zajrzeć. Serce kazało mi tam zajrzeć, zobaczyć, co robi Louis, ale Louisa nie było w pokoju.
            - Aga! – Krzyknęłam do przyjaciółki, która po chwili zjawiła się obok mnie. – Mówiłaś, że Louis wrócił do domu, ale nigdzie go nie ma.
            - Jakieś dziesięć minut temu wrócił i poszedł do waszego pokoju.
            - Ale go tu nie ma. – Rozejrzałam się wokół a mój wzrok zatrzymał się na uchylonych drzwiach od łazienki. Popchnęłam je i to, co zobaczyłam przeraziło mnie.
            - Aga! Dzwoń po pogotowie.
            Przyjaciółka o nic nie pytała tylko pospiesznie zrobiła to, co kazałam jej zrobić. Z prawej ręki, a raczej żyły Louisa leciała krew, masa krwi. Obok niego ujrzałam żyletkę całą czerwoną. Usiadłam obok niego i przytuliłam do siebie nieprzytomne ciało Louisa. Po chwili Aga zjawiła się w drzwiach od łazienki. Ona sama aż uklęknęła na kolanach tak, że teraz obydwie trzymałyśmy Louisa. I ja i ona płakałyśmy jak bobry.
            Na karetkę długo nie trzeba było czekać, ale dla mnie wydawało się to wiecznością. Dwóch panów weszło do łazienki i położyli Louisa na noszach. Ten widok był przerażający. Harry, który miał prawo jazdy zawiózł nas wszystkich pięcioosobowym samochodem. Nie wiem jak my się tam zmieściliśmy, ale nie było czasu na rozmyślenia. Harry szybko i zręcznie wymijał wszystkie samochody. Dobrze, że policja nas nie złapała. Kiedy byliśmy na miejscu biegiem rzuciłam się w stronę pielęgniarek.
            - Przepraszam, w której Sali znajduje się Louis Tomlinson? – Wydyszałam ledwo.
            - Sala 24, ale proszę na razie tam nie wchodzić. – Powiedziała nawet nie patrząc w jakąkolwiek kartę, albo komputer. – Informacji udzieli pani lekarz. Pani jest z rodziny?
            - Nie, to mój chłopak.
            Pielęgniarka pokiwała głową, a my sześcioosobową grupę udaliśmy się na drugie piętro. Usiedliśmy na krzesłach, które stały przed salą, w której znajdował się Louis.
            - Dlaczego on to zrobił? – Powiedział załamany Harry.
            Nikt nie udzielił żadnej odpowiedzi. Każdy patrzył tępo w podłogę, albo podziwiał swoje buty. Dlaczego on to zrobił? Lou musiał wiedzieć, że czułam również coś do Zayna. Nagle drzwi otworzyły się od sali 24 a z nich wyszedł mężczyzna tuż po trzydziestce w białym fartuchu.
            - Przepraszam. – Szybko wstałam i podeszłam do doktora. – Co z Louisem? – Zapytałam a on zmierzył mnie wzrokiem.
            - Stracił dużo krwi, ale nie jest to coś poważnego. Po tygodniu dwóch powinien zostać wypisany. – Powiedział i wymusił na swojej twarzy uśmiech.
            - Czy możemy odwiedzić go? – Zapytałam, a lekarz pokiwał twierdząco głową.
            Nie pewnie weszliśmy do sali. Jej białe ściany były przytłaczające. Louis leżał na łóżku z zamkniętymi oczami. Nie odzyskał jeszcze przytomności. Usiadłam na krześle obok jego łóżka i pogłaskałam go po głowie. Spojrzałam na resztę, którzy mieli grobowe miny a następnie przeniosłam wzrok na Lou, który wyglądał jak sto nieszczęść. Przytuliłam się do chłopaka i kropelki łez spłynęły po mojej twarzy.
            Po godzinie weszła pielęgniarka i zakomunikowała, iż musimy już zostawić chłopaka samego. Nie chciałam go opuszczać, nie mogłam. Ucałowałam Lou w czoło i wyszliśmy. W drodze powrotnej nikt nie zamienił ze sobą żadnego słowa. Postanowiłam, iż kiedy wypiszą Louisa ze szpitala wrócę do nich, jestem mu to winna. Mogłam zostać, mogłam nie wyprowadzać się do rodziców, wtedy na pewno wszystko byłoby dobrze a najlepiej by było gdybym wcale nie całowała Zayna.
            Zadzwonił do mnie telefon, kiedy szykowałam sobie śniadanie do szkoły. Dziś poniedziałek i warz z Agą idziemy do szkoły. Odebrałam i usłyszałam Agę, że ona już jest pod moim domem. Szybko zapakowałam kanapki i ubrałam się w zimowe ciuchy. Wybiegłam z domu i zobaczyłam uśmiechniętą Agatę.
            - Hej! – Rzuciła. – Dzwonili do Ciebie ze szpitala? – Pokiwałam przecząco głową.
            Pierwszą naszą lekcją był język angielski. Z niechęcią poczłapałyśmy w stronę klasy i zajęłyśmy swoje miejsca.
            - Dzień dobry!- Przywitała się nauczycielka. – Chciałabym przywitać dwie nowe uczennice Klarę i Agatę. – Po czym wskazał na nas.
            Następnie dalej prowadziła już normalnie lekcje. Ciałem byłam w klasie a myślami w szpitalu. Lekarz powiedział, że Lou, powinien odzyskać przytomność szybko. Zobaczymy. Bałam się bardzo, bałam się spojrzeć mu w twarz i zapytać, dlaczego to zrobił, kiedy będzie już kontaktował ze światem.

                                                                       *

            Dziś wyjątkowo chodziłem nerwowo po całym domu. Nie mogłem się skupić, nie mogłem znaleźć sobie miejsca, nie mogłem zapomnieć jej słów „Zayn ja Ciebie kocham”. Te słowa chodziły mi cały czas po głowie. Kiedy widziałem ją w szpitalu obejmującą Louisa byłem zazdrosny, ale jak mogłem być zazdrosny skoro to jest jej chłopak? 
            - Co ty robisz? – Zapytał Liam.
            - Chodzę, nie widać? – Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać, choć musiałem się komuś wygadać. – Ona powiedziałam, że mnie kocha.
            - Kto? – Popatrzył na mnie a ja spuściłem wzrok. – Klara? – Jego oczy wyglądały jak dwa funty. – Zayn przecież ona kocha Louisa.
            - Wiem. – Powiedziałem krótko.
            Liam stał tak jeszcze przez dobrą minutę nie odzywając się ani jednym słowem. Potem usiadł na kanapie i włączył telewizor.
            - Jutro mamy wywiad. – Powiedział. – Nie będzie Louisa, więc uważaj na słowa. Nie możesz powiedzieć nic związanego z Klarą, a zwłaszcza, że ją kochasz.

                                                                       *

 Nie wiem, co mam tutaj napisać. Dziś krótko, ale jutro może będzie dłuższy rozdział. :) Mam nadzieję, że się spodoba. Do następnego! 

piątek, 16 marca 2012

Rozdział 14

            Siedząc w samolocie rozmyślałam nad moim życiem o mojej przyszłości. Moje wszystkie plany legł w gruzach, już nigdy nie będę szczęśliwa. Poczułam, że pojedyncza łza spływa mi po policzku, szybko ją starłam, aby żadne z sąsiadów nie zobaczyło tego jednak spostrzegawcze oczy Louisa zobaczyły to, zobaczyły łzę. Nic nie powiedział, odwróciłam głowę w jego stronę, a on unikał mojego wzroku. No cóż Klaro, czego się spodziewałaś, że Tobie wybaczy? No właśnie. Masz teraz za swoje.
            - Zamknij się! – Nawet nie wiedziałam, że powiedziałam to na głos, ale mój rozum znów mi przypominał, chciał żebym cierpiała.
            - Co mówisz? – Odezwała się Aga.
            - Przepraszam. – Nie miałam już siły dusić tego w sobie. – Ja już tak nie mogę. – Oparłam swoją głowę na ramieniu przyjaciółki.
            Zobaczyłam, że Louis niespokojnie wystukuje jakiś rytm o małą szybę. Co to miało znaczyć? Wyładowanie złości? Tak, to chyba by było dobrze powiedziane.
            - Nie. Musicie sobie to wyjaśnić. – Po czym wskazała na mnie i na Louisa.
            Tak bardzo łatwo jej mówić. Jak mam mu to wytłumaczyć? Że serce chciało całować Zayna, a bezsilny rozum próbował mnie od tego odciągnąć? Nie, pomyślałby, że jestem chora. Chora psychicznie.
            - Jak? – Zwróciłam się do przyjaciółki, ale chłopak i tak wszystko słyszał. – Mam mu powiedzieć, że żałuję, że nie posłuchałam rozumu? Mam mu powiedzieć, że rozum i serce wysyłały mi jakieś sygnały? Że rozmawiały ze mną? Że… - Zmęczyłam się już. Musiałam wziąć głęboki oddech by dalej kontynuować.
            Lecz ku mojemu zdziwieniu na twarzy Lou malował się uśmiech. Czy to dobra oznaka? Czy dobra mina do złej gry zwana Poker Face? Nadawałabym się teraz do „Dlaczego ja?” – Dlaczego nie posłuchałam rozumu?
            - Pogadaj z nim. – Uśmiechnęła się. – To dobrze Ci zrobi. Kochasz go? To znaczy, czy kochasz Louisa?
            - Tak! – Nie miałam się, po co zastanawiać nad odpowiedzią, która była jasna jak słońce. – Tak. Najmocniej jak tylko mogę.
            Na twarzy Louisa pojawił się szerszy uśmiech niż do tej pory.
            - Nie potrafię się na Ciebie gniewać, ale… - Spoważniał. – Muszę to przemyśleć.
            No pięknie! On mi to wybacza? Czy jak? W tej chwili nic nie rozumiałam. Jak on mógł mi wybaczyć coś takiego, ale Jego ostatnie słowa trochę mnie zmartwiły. A czego Ty dziewczyno oczekujesz? Zastanów się!  Mój rozum dawał o sobie znać. Wymusiłam sztuczny uśmiech na mojej twarzy.
            - Za pół godziny lądujemy! – Oznajmiła stewardesa.
            Bardzo szybko mi zleciała ta droga. Może, dlatego, że zdrzemnęłam się przez godzinę. Uśmiechnięci pasażerowi i cali szczęśliwi, że przeżyli zaczęli bić brawo pilotowi. Jak to zresztą za każdym razem, chociaż… Czym ja sobie głowę zaprzątam? Niczym stado zwierząt spuszczonych dopiero z łańcucha ruszyliśmy do wyjścia biegiem w stronę budynku. Kiedy weszłam znów ujrzałam ten slalom z tych głupich tasiemek. No, cóż trzeba był zrobić slalom, przy jakiejś budce pokazałam mój dowód i powiedzieli, żebym udała się prosto. Za mną szli chłopaki i Aga oraz wujek i rodzice. Wszyscy w komplecie. Kiedy zobaczyłam jak Agata przytulała Harrego było mi smutno, że Louis… Nie. Klaro nie rozklejaj się! Za późno, łzy popłynęły z prędkością światła, a ja na środku korytarza upadłam na ziemię patrząc w śnieżno białą podłogę. Łzy kapały na nią i powstawała mała rzeczka.
            - Klaro! – Usłyszałam głoś taty za sobą. – Co się stało?
            - Nic.
            - Jak to nic? – Spojrzał na mnie. – Na weselu, coś się wydarzyło? Prawda? – Pokiwałam twierdząco głową, a ojciec spojrzał na Louisa. – Coś Ty jej zrobił?
            - Nic. – Powiedział cicho Louis. – Prędzej to ona mnie zdradziła z najlepszym przyjacielem.
            - Klaro Aleksandro Lejker, co się stało? – Ojciec przeszył mnie wzrokiem.
            - To.. – Zaczął nie pewnie Zayn. – To moja wina.
            - Co? – Zapytał tato niedowierzając.
            - Proszę pana. – Zayn zwrócił się do mojego ojca. – To ja pocałowałem Klarę, ona tego nie chciała
            Chłopak schylił głowę, a ja nie dowierzałam, co on powiedział. Całą winę wziął na siebie. Nie rozumiałam tego. 
            - No proszę! Czego ja się tutaj dowiaduję. – Ojciec pomógł mi wstać. – Chodźcie po walizki.
            Nikt nie odezwał się słowem, ani w drodze po bagaże, ani w drodze do naszego domu. Postanowiłam, że opuszczę chłopaków i Agę i przez jakiś czas zamieszkam z moimi rodzicami.
            - Spakowałaś wszystko? – Zapytał tata, gdy ja pobiegłam do swojego pokoju po ciuchy.
            - Tak! – Krzyknęłam tak by ojciec stojący na dole mógł usłyszeć.
            - Wiesz, że tak nie musi być. – Odezwał się głoś, prawdopodobnie Louis. Odwróciłam się i ujrzałam właśnie mojego byłego chłopaka opartego o futrynę drzwi.
            Nic nie odpowiedziałam tylko chciałam przejść, ale chłopak złapał mnie za nadgarstki. Trochę zabolało, jednak nie dałam po sobie tego poznać.
            - Nie pożegnasz się? – Chyba chciał mnie przekonać, abym została.
            - Do zobaczenia… - Powiedziałam. – Nigdy.
            Oczy chłopaka wyglądały jak polskie pięciozłotówki, albo i piłeczki ping-pongowe. Jednak mimo swojego zdziwienia przyciągnął mnie delikatnie do siebie i złożył na moich ustach pocałunek. Kiedy skończył uśmiechnął się promiennie, lecz ja go wyminęłam i udałam się na dół, gdzie czekał na mnie tata.
            - Już jestem!
            Zabrał ode mnie walizkę i wyszliśmy z tego domu. Nie wrócę już tu, nie po tym, co zrobiłam Louisowi. Wsiadłam do samochodu i jeszcze raz spojrzałam w okno od pokoju, które należało niegdyś do mnie i Louisa. Tata zgodził się, aby chłopaki mogli tutaj nadal mieszkać.
            Zapomniałam już jak wyglądał nasz dom, choć było ciemno i tak było dobrze go widać. Postawiłam pierwszy krok na ganku i przypomniał mi się Louis i klucze. Wszystko przypominało mi Louisa, a kiedy weszłam do mojego pokoju i spojrzałam na ściany rozpłakałam się. Plakaty = wspomnienia.
            Wczesnym rankiem obudził mnie dzwonek do drzwi. Nie chciało mi się schodzić na dół, ale rodzice nie otwierali, więc założyłam kapcie na nogi i poczłapałam się na dół. Ruszyłam w stronę drzwi i otworzyłam je z impetem. To, co ujrzałam przeraziło mnie. Pijany ledwo trzymający się na nogach, ale za to uśmiechnięty…
            - Co Ty tu robisz? – Zapytałam.

                                                           *
I tak jak zwykle następny rozdział pojawi się po 10 komentarzach. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba, liczę też, że w komentarzach wyrazicie swoją opinię. Byłabym bardzo wdzięczna. :)
xo xo

czwartek, 15 marca 2012

Rozdział 13

            Louis odkleił się od moich ust pozostawiając mnie z mieszanymi uczuciami. Nie wiedziałam, co miałam zrobić. Nadal nie wiedziałam, czy powrót do Londynu to dobra decyzja, ale wżyciu nigdy nie ma prosto, trzeba iść pod górkę. Na Sali pozostawało już coraz mniej gości, ponieważ większość rozjeżdżała się do swoich domów. Nie dziwię się była godzina czwarta nad ranem, więc każdy też chce się wyspać i przyjechać na poprawiny. Szczerze chciałam już tą upragnioną niedzielę i nie żałować w samolocie swojej decyzji. Nie zrobię tego Louisowi, nie zostawię go samego, chociaż on może znaleźć sobie inną dziewczynę w każdej chwili. Różnica wiekowa między nami wynosi cztery lata, to bardzo dużo. Jednak coś powiedziało w mojej głowie, aby o tym nie myśleć i bawić się dobrze.

                                                                       *

            Po skończonej zabawie wszyscy udaliśmy się do naszych pokoi hotelowych. Swój pokój dzieliłam z Lou, Agatą i Harrym. Liam, Patrycja, Zayn i Niall mieli razem, a mama z tatą nad nami, czyli na kolejnym piętrze. Niestety nie było wolnych miejsc obok naszych pokoi. I dobrze! Rodzice by nas nękali, co parę minut. Czym prędzej udałam się do łazienki i opłukałam swoją twarz, starłam makijaż, żeby już za parę godzin nałożyć nowy. Kiedy skończyłam wyszłam a tuż po mnie wszedł zniecierpliwiony Lou. Szybko ubrałam się w piżamę i wskoczyłam pod ciepłą kołdrę. Nie minęła minuta a Lou kładł się już koło mnie. Odwrócił się w moją stronę i odgarnął kosmyk włosów spadający na oczy. W odpowiedzi uśmiechnęłam się jedynie do niego. Zamykałam już oczy, kiedy do pokoju wbiegła Agata z ledwo trzymającym się na nogach – Harrym.

- Nieźle zabalowałeś! – Powiedział Louis. – Pamiętaj, że jeszcze dziś o godzinie 15 mamy zaśpiewać dla Piotra i Felicji.

            Harry nic nie odpowiedział tylko prychnął. Z przed moich oczu znikł Lou, obróciłam się na drugą stronę, a on pomagał biednej Agacie położyć chłopaka na łóżku.

- Jak Ty go dziewczyno w ogóle przytargałaś aż tu? – Zapytał zdziwiony Lou, który podchodził w moją stronę.
- Normalnie. – Powiedziała krótko Agata.

            Nie dziwię jej się, że nie chciała rozmawiać. Nie pomyślałabym nawet, że Harry mógłby doprowadzić się do takiego stanu, po za tym nie miał jeszcze skończonej osiemnastki. Z tego, co wiem kończy 1 lutego. Jednak nie opanowałam zasad brytyjskich w pełni. Mimo to zdziwił mnie fakt, że tak młody chłopak może się aż tak upić. Pierwszy raz w życiu widziałam tak upitą osobę. Chociaż może… Wytężyłam swój umysł i cofnęłam się dwa lata wstecz. Pamiętam dobrze, że urodziny u cioci nigdy nie kończyły się na jednej wypitej butelce z procentami, zazwyczaj było tak, że wuja Wojtek wyciągał z szafy swoje zapasy. Niekiedy myślałam, że ten mebel ma niekończące się wnętrze, ale zazwyczaj o pierwszej nad ranem wuja Edward (zawsze przyjeżdża na ważne uroczystości) biegł do sklepu. Tak, to były czasy. Tata i moich dwóch wujków śpiewających różne piosenki… niezapomniany widok. „Szła dzieweczka do laseczka...”, „Pijemy dzisiaj wódkę”. Albo ciocia Danka śpiewająca Żono moja, mężu drogi nie ma takich jak my dwoje… „ Kiedy przypomniałam sobie tą scenę na mojej twarzy zagościł uśmiech.

- Coś się stało? – Widząc moje rozbawienie na twarzy Lou przysunął się bliżej mnie i objął mnie ramieniem.
- Nie, nic. – Zastanowiłam się. – Tylko rano, jak będę chciała wstać proszę cię abyś mnie puścił, dobrze?

            Chłopak pokiwał twierdząco głową. Nie wiem nawet, kiedy zasnęłam, ale obudził mnie głos przejętej Agi.

- Matko Boska! – Krzyknęła Agata. – Harry, co Ci jest?

            Chłopka nic nie odpowiedział, natomiast ja ujrzałam go zwijającego się z bólu. Prawą ręką pomacałam w poszukiwaniu Lou, ale moja ręka zastała tylko kołdrę i prześcieradło. No pięknie! Jeszcze on sobie gdzieś poszedł. Szybko wstałam i narzuciłam na siebie bluzę, po czym wyszłam w poszukiwaniu moich rodziców. Nie przejmowałam się tym faktem, że jestem w piżamie. Jednak miałam małą nadzieję, że nikt mnie nie zobaczy. Moja nadzieja na nic się nie zdała, bo usłyszałam dźwięk otwierającej się windy. No to świetnie! Ci ludzie będą mieli ze mnie ubaw no, ale cóż, czego się nie robi dla przyjaciół? Widok osób wysiadających z windy bardzo mnie zdziwił. To byli moi rodzice z minami bardzo niesmacznymi, a za nimi szedł nieprzytomny Louis. Podeszłam bliżej niego i zobaczyłam, że jest cały czerwony a kropelki potu spływają mu po czole.

- Mamo? – Złapałam moją rodzicielkę za rękę. – Mamo? Co im jest?
- Nie wiem, ale musimy jechać do szpitala. – Odparła posępnie.
- Louis! – Zwróciłam się do chłopaka, który zaraz miał zemdleć. – Lou, co Ci jest?

            Chłopak nic nie odpowiedział tylko posępnie spojrzał w moje oczy. Złapałam go pod ramię, aby lepiej jemu się szło. Rodzice wparowali jak burza do pokoju i kazali wywlec Harrego i stawić się za dziesięć minut przed hotelem. Tak zrobiliśmy, Louis jeszcze, jako tako ubrał się, a Aga miała problem z Harrym, więc postanowiliśmy, że zostanie w garniturze. Mówi się trudno.

- Aga? – Zwróciłam się do przyjaciółki, kiedy byliśmy już na dole. – Powiedz mi, wiesz co im dolega?

- Na moje to jakieś zatrucie. – Zastanowiła się. – Tak! To musi być jakieś zatrucie, no nie wiem jak na przykład grzybami, albo coś w tym stylu.

            No tak Aga i jej obszerna wiedza medyczna, jej mama jest pielęgniarka to stąd może wiedzieć dużo na temat medycyny. Ucieszyłam się, że stwierdziła, iż jest to zatrucie, to pocieszyło mnie, ale widząc minę Louisa cierpiał wewnętrznie mimo to zachowywał zimną krew. Na miejscu lekarze również stwierdził, że te objawy są spowodowane zatruciem. Chłopaki mogli coś zjeść nieświeżego. No, co za restauracja, że podają nieświeże jedzenie? No ja nie wiem. Lekarz zalecił, aby pili dużo wody, że zazwyczaj to samo przechodzi, ale jeśli w ciągu trzech nie przejdzie mają się udać do lekarza. Rodzice pokiwali twierdząco głowami i wróciliśmy na miejsce, gdzie ludzie obudzili się. Weszliśmy na salę by zobaczyć, czy coś już się dzieje. Działo się i to dużo. Zayn, Niall i Liam mieli próbę, a Louis i Harry nie byli w stanie śpiewać.

- Louis i Harry nie zaszczycą nas swoją obecnością na poprawinach. – Powiedział tępo tata.
- Louis?! Louis! – Podbiegł do niego Liam. – Chłopie, co Ci się stało?
- Zjadłem coś… - Przerwał i zamilczał na moment. – Po prostu zatrucie.

            Reszta chłopaków nie zadawała już więcej pytań. Udałam się wraz z Agą i naszymi choro witkami do pokoju. Aga nie chętnie chciała opuszczać imprezę na dole, ale postanowiłyśmy, że co półtorej godziny będziemy się zmieniać. Udałam się do łazienki i przebrałam w sukienkę zakupioną w centrum handlowym wraz z Agą. Po mnie weszła Aga, aby się odświeżyć i ubrać. Moja zmiana była pierwsza. Szczęśliwa Agata pobiegła na poprawiny, a ja zostałam z dwoma… Nie wiedziałam jak ich nazwać. Usiadłam obok Louisa, który wzrok skierował na sufit. Leżeli obaj naprzeciwko siebie. Obydwoje zapatrzeni w nicość.

- Przepraszam. – Powiedział cicho Louis, a ja spojrzałam na niego pytająco. – Za to, że nie możesz się teraz bawić.
- Wiesz, co? Jak możesz tak mówić. – Powiedziałam. – Jest mi dobrze. Po za tym wczoraj bawiłam się dobrze i dziś rano. – Uśmiechnęłam się do niego promiennie.

            On również uśmiechnął się do mnie tym swoim zniewalającym uśmiechem. Dziwiło mnie jedno, ich objawy. No, ale trudno. Półtorej godziny zleciało bardzo szybko. Po za tym miałam się jeszcze zaś tylko raz zmienić z Agatą, ponieważ punktualnie o godzinie 22 mieliśmy lot do Londynu. Ten czas zleciał mi bardzo szybko, z Lou oglądaliśmy jakieś kreskówki, a Harry o dziwo zasnął mimo swoich protestów, że on chce iść się bawić.

-Hej! Jestem. – Drzwi otworzyły się z impetem, a w nich stanęła uradowana Aga.
- Tak. To dobrze. Teraz ty opiekuj się naszymi chorymi. – Posłałam jej ciepłu śmiech. – A ty! – Zwróciłam się do Louisa. – Masz być grzeczny.
- Postaram się! – Usłyszałam w odpowiedzi.

            Zbiegłam na dół po schodach, nie chciało mi się czekać na windę, po za tym ruch dobrze mi zrobi. Najpierw udałam się do stołu by w spokoju zjeść obiad, czy jak to można było nazwać, by za równiutkie trzydzieści minut tańczyć z Niallem a potem z tatą. Starałam nie wpaść się na Zayna, nie teraz, nie teraz, kiedy mogłabym zrobić coś głupiego. Jednak moje starania, aby nie natknąć się na Zayna legły w gruzach, kiedy przede mną w całej swojej okazałości stanął uśmiechnięty Malik.

- Czego chcesz? – Zapytałam przez zaciśnięte zęby.
- Zatańczyć. – Odparł wesoło.

            Wyciągnął w moim kierunku dłoń, a ja ją chwyciłam, mimo, że nie chciałam. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Chłopak przyciągnął mnie do siebie, a moje oczy wyglądały jak pięciozłotówki. Jego głowa była niebezpiecznie blisko mojej. Z jego twarzy nie znikał jego uśmiech. Przez moment zatonęłam w jego brązowych oczach. Niemal zatonęłam w nich. Widząc to Malik uśmiechnął się szerzej na twarzy. Mimo to nadal tańczyliśmy razem. Nawet nie wiem jak znaleźliśmy się w korytarzu, że nikt nas nie widział. Zayn przysunął się bliżej mnie, a ja zamarłam. Jego twarz przysuwała się bliżej mojej. Serce nie chciało go odepchnąć, wręcz przeciwnie… pragnęło jego ust. Rozum był mądrzejszy i krzyczał w mojej głowie. Uciekaj! Uciekaj! Jednak głos serce był głośniejszy, z każdą chwilą zagłuszał rozum, a gdy twarz Zayna była już odpowiednio blisko mojej tak by mógł mnie pocałować, nie słyszałam już głosu Uciekaj! Tylko ciche mruczenie. Przygryzłam moją wargę, ale już po chwili moje usta całowały Zayna. Chłopak zachłannie wpijał się w moje usta. Odrywał się na moment bym tylko ja mogła zaczerpnąć powietrza jak i on. Zaraz…! Klaro, co ty robisz? Nie, nie! To nie tak powinno być! Odepchnij go od siebie. Nie, nie mogę… To jest silniejsze ode mnie. Biłam się z moimi myślami, biłam się z miłością, którą czułam do Louisa jak i do Zayna. Sama nie wiedziałam, co robię. Klaro! Klaro, przestań! Co na to Louis? Louis? Ah.. Louis! Nie wiem… Opanuj się! Nie mogę! Musisz! Rozum próbował odciągnąć mnie od tego, ale nie potrafiłam. Klaro… pomyśl o Louisie… Za późno. Chłopak niósł mnie na rękach, nawet nie wiedziałam, dokąd, a ja… a ja nie przeciwstawiłam się jemu. Szedł schodami. Na górę. Do ich pokoju. Nie! Nie! Klaro! Uciekaj! Rozum znów dawał sygnały o tym, że źle robię.  Klaro! To ostatnia szansa. Nie potrafię… Nie potrafię się jemu przeciwstawić. Czułam jego ciepło. Jedną ręką otworzył drzwi, a nogą zręcznie zamknął. Znów pocałował mnie, ale nie słyszałam mojego rozumu. Poddał się. Widział, że i ja się poddałam, on też. Zayn delikatnie gładził mnie po plecach rozpinając przy tym zamek mojej sukienki. Robił to bardzo delikatnie. Ściągnął moją sukienkę nie odrywając ust od moich. Klaro! Opanuj się! Błagam… Jednak nie słuchałam. Chłopak położył mnie prawdopodobnie na swoim łóżku i znalazł się tuż nade mną. Składał delikatne pocałunki na szyi… dokładnie tak jak Louis. Louis! Co ja robię! Nie… muszę uciec… nie mogę tak.

- Zayn! – Krzyknęłam. – Zayn! Proszę Cię przestań.

            Dobrze, że nie musiałam długo się upominać. Otuliłam rękoma moje kolana i zaczęłam cicho łkać. Pierwsza łza spłynęła po moim policzku.

- Przepraszam. – Powiedział cicho.
- Nie! – Musiałam wziąć winę na siebie, przecież mogłam to przerwać, a jednak pocałowałam go. – To moja wina, powinnam Ciebie wtedy odepchnąć od siebie, ale… - Rozpłakałam się, a chłopak przytulił mnie do siebie, spojrzałam jego oczy. – Powiedz mi! Powiedz, jak ja się pokażę na oczy Louisowi?

            Chłopak nic się nie odezwał, ale poczułam na swoim ramieniu coś wilgotnego, spojrzałam na Malika, płakał jak dziecko. Nie pozostało mi nic innego jak założyć sukienkę i wrócić do Louisa. Kiedy chciałam już wyjść z pokoju Zayn złapał mnie za rękę.

- Może nie powiemy tego Louisowi.
- Co? – Zapytałam. – Mam go okłamywać? Nie, nie mogę. Powiem mu to.

            Wyszłam trzaskając za sobą drzwiami. Cała zapłakana pobiegłam do naszego pokoju. Nie obchodziło mnie to, że była tam Agata i Harry. Nacisnęłam na klamkę od drzwi, wszystkie oczy zostały skierowane na mnie. Kiedy zobaczyła mnie Aga przybiegła do mnie i przytuliła mnie.

- Aga… proszę. – Powiedziałam cicho. – Zostaw mnie.

            Przyjaciółka tak zrobiła. Ja usiadłam obok przestraszonego Louisa. Otarłam kantem dłoni moje oczy, które były już całe czerwone i opuchnięte.

- To… to stało się tak szybko. – Zaczęłam, a Lou mnie przytulił. – Ja… Louis! Ja Ciebie zdradziłam! – Spojrzał na mnie przerażony. – Tak! I to na dodatek z Zaynem. Ja… ja go pocałowałam. – Spuściłam głowę.
- Będzie się tłumaczył za chwilę. – Wysyczał Louis. – Nie ma mnie tylko godzinę, a już sobie…
- Nie! Louis! Nie! – Wcięłam się jemu w słowo. – Ta ja go pocałowałam, on Mie nie zmusił.. po prostu…

            Rozpłakałam się bardziej. Wstałam wzięłam swoją walizkę i wyszłam. Nie pewnie ruszyłam do windy, z której wysiadł Piotr.

- Matko! Klaro… - Podbiegł do mnie. – Co Ci się stało?
 - Zdradziłam Louisa. – Wychlipałam.
            Kuzyn zaprowadził mnie na zewnątrz do ogrodu i tam wszystko mu wyjaśniłam, po kolei. W szklanych drzwiach zobaczyłam moich rodziców.

- Zayn nam powiedział… - Powiedziała mama.

            Usiedli obok mnie i przytulili wszyscy najmocniej jak się dało. W oknie od pokoju, który dzieliłam z moim byłym chłopakiem stał Louis. Odwróciłam wzrok, nie chciałam patrzeć mu w oczy. Nie po tym, co zrobiłam. Całowałam się z jego najlepszym przyjacielem. Może lepiej będzie, jeśli zostanę? Jednak rodzice odwrócili mnie od tej myśli.

                                                                       *

            W samolocie siedziałam obok w środku, po mojej lewej był niestety Louis, a po prawej Agaty, abyśmy się nie pozabijali. Wsadziłam słuchawki w uszy i włączyłam piosenkę Look after you. Zauważyłam uśmiech na twarzy Louisa, gdy przeczytał tytuł i wykonawcę, to jest przecież jego ulubiona piosenka. Teraz zrozumiałam, co ja zrobiłam, że zdradziłam najlepszego chłopaka na całym świecie. Wiedziałam, że było już za późno na cokolwiek. Zobaczymy, co czas pokaże.

                                                                       *

 Jest 13! Podoba się? Mam nadzieję. Zapraszam do komentowania! I pamiętajcie 10 komentarzy dzieli was od nowego rozdziału.
Ten rozdział pisałam przy piosence Running up that Hill – Placebo ft. Kate Bush. Do następnego!
xo xo