czwartek, 26 kwietnia 2012

Rozdział 25


                Zdziwiona Klara spojrzała w moją stronę z błagalną miną, ale co ja mogłam zrobić? – nic.
                - Jesteś nadal z Lou? Ponieważ ostatnio pojawiły się plotki o twojej randce z Nathanem. – Zapytał jeden z reporterów.
                - Jaka randka? – Zapytała oburzona dziewczyna. – Chcę powiedzieć, że moim chłopakiem jest Lou i z nikim innym się nie spotykam. – Spróbowała to jakoś wyjaśnić, ale wścibskim reporterom to nie wystarczyło. 
                - W takim razie, kim dla ciebie jest Nathan?
                - Nathan to mój stary przyjaciel. – Powiedziała nieco wkurzona. – Czy to już wszystko? – Zapytała z lekko irytacją i wróciła na swoje miejsce.
                Prawdziwy nalot w szkole. Przez przerwę jeszcze chwilę nas nękali dopytując się o moją osobę. Niestety ja nie byłam za bardzo rozmowna, więc tylko wiedzą, że nazywam się Agata. Z uśmiechem na twarzy wracałyśmy do domu.
                - Widziałaś ich poirytowaną minę, kiedy ja za każdym razem mówiłam bez komentarza? – Na samo wspomnienie zaśmiałam się pod nosem.
                - Tak. – Odpowiedziała krótko, ale za raz potem wybuchnęła śmiechem.
                Przez resztę drogi wspominałyśmy to, co działo się na przerwie.
                - Widziałaś, jak Sophie mierzyła ciebie wzrokiem? – Zaczęła Klara.
                - Nie, a co?
                - Nie, nic, nic. Tak tylko myślę, że chyba jest zazdrosna. – Powiedziała spoglądając na mnie pytająco.
                - Zazdrosna? O co? – Klara tylko wzruszyła ramionami.
                Na przywitanie wybiegł szczęśliwy Lou, jak nigdy dotąd.
                - Cześć dziewczynki. – Powiedział przytulając mnie, a potem całując Klarę. – Na co macie ochotę?
                - Lou, czy ty czegoś przypadkiem się nie nałykałeś? – Chłopak pokiwał przecząco głową. – Może jednak? – Dalej kręcił głową. – Piłeś? Też nie? To, co? – Jednak Klara nie doczekała się odpowiedzi.
                Chłopak wziął ją na ręce i zaniósł do domu.
                - A kto mnie zaniesie? – Krzyknęłam z uśmiechem na twarzy, a ku moim oczom ukazał się Harry. – Harry, ja żartowałam.
                Chłopak uśmiechnął się pod nosem i już po chwili znalazłam się w objęciach Loczka. Mimo moich wyraźnych protestów zaniósł mnie aż na górę.
                - No, więc… - Zaczął nie pewnie, co chwila spoglądając na mnie to na podłogę. – Agato, czy… - Jąkał się, ale według mnie to było słodkie. – Czy poszłabyś ze mną no… - Zamyślił się na chwilę. – Nie, jeszcze raz. – Wziął głęboki oddech. – Agato, czy nie poszłabyś ze mną do kina?
                Zapadła niezręczna cisza. Spoglądałam w jego bujne loki tylko, dlatego, że spuścił głowę. Nerwowo przytupywał nogą, co dla mnie było śmieszne.
                - Harry… - Z przestraszoną miną spojrzał wreszcie na mnie. – Marzyłam o tym.
                - To znaczy, że się zgadzasz? – W jego głosie słychać było lekką nadzieję.
                Pokiwałam tylko twierdząco głową, a on zaczął zadawać mi masę pytań związanych z filmem, to znaczy, jaki gatunek najbardziej mi odpowiada i tak dalej…
               
                                                                              *
                - Tak, więc dlaczego u ciebie dziś taki wesoły nastrój? – Zapytałam w końcu, gdy Lou próbował przyrządzić obiad.
                - Dlaczego? To już nie mogę być szczęśliwy? – Zapytał wykładając na talerz lekko spieczone naleśniki.
                - Owszem możesz, ale… jak sobie przypominam to ostatnio byłeś taki szczęśliwy, kiedy powiedziałam, że zostanę twoją dziewczyną. – Powiedziałam uważnie przyglądając się jego mimice twarzy.
                Podobno można odczytać czy ktoś kłamie, czy mówi prawdę, ale nie zauważyłam żadnych szczególnych znaków. Jego brew ani nie drgała, po prostu kamienna twarz z wymalowanym uśmiechem.
                - Tak? Trzeba to zmienić. – Powiedział. – Co ty na to, żebyśmy gdzieś wyskoczyli, sami? Tylko ty i ja, ja i ty.
                - Chętnie, ale tylko my, tak? Nie będzie żadnych niespodzianek typu: O hej witajcie, możemy dołączyć do was skoro już tu jesteśmy? Wiesz, jacy oni są, będą nas śledzić, pod jakimś błahym protestem. – Mówiąc to przybliżałam się coraz bliżej do Lou.
                W końcu on sam przyciągnął Mie do siebie tak, że nasze czoła stykały się razem.
                - Tylko my. – Wyszeptał i pocałował mnie.
                Tak dawno nie czułam jego smaku ust… Tak dawno… 

                                                                              *
                - Gotowa? – Harry podszedł do mnie bliżej i objął w pasie.
                - Tak. – Odpowiedziałam krótko, ale to mu wystarczyło.
                Z uśmiechem na twarzy wziął mnie za rękę i wyszliśmy z domu. Nie całe dwadzieścia metrów od domu zobaczyliśmy, że Lou i Klara też gdzieś idą. Postanowiliśmy poczekać na nich. Klara szeptała coś do Louisa, który tylko bezradnie wzruszał ramionami.
                - Dokąd idziecie? – Zapytał Harry. – Do kina?
                - Tak. – Odpowiedział Lou, na co Klara kopnęła go nogą. – To znaczy nie. Nie, nie idziemy do kina. 
                - To w takim razie, gdzie? – Drążył temat Harry, najwyraźniej nie zrozumiał tego, że Klara i Lou chcę spędzić piękne zimowe popołudnie – sami. 
                - Idziemy do restauracji, na obiad. – Ze zmieszaną miną spojrzał na Klarę, a potem kontynuował. – ponieważ spaliłem naleśniki.
                Harry zaśmiał się pod nosem, a ja łokciem uderzyłam go w bok, na co on lekko zasyczał z bólu. Nie minęła minuta, jak na chodniku zostaliśmy sami.
                - Nie zrozumiałeś tego, że Klara i Lou chcą spędzić parę godzin sami? – Zapytałam go.
                - Nie, nie zrozumiałem. – Nie wiem, czy to był sarkazm, czy po prostu zwykła odpowiedź. 
                Mniejsza już o rozstrzyganie tego. Ważne, że mogę ten dzień spędzić z Harrym. Zawsze o tym marzyłam. Marzyłam o randce z samym Harrym Stylsem, który tym bardziej sam mnie zaprosił, nie musiałam go błagać o to na kolanach.

                                                                              *
Dziękuję tym, którzy to czytają. :) Nowe rozdziały będą pojawiać się raz w tygodniu. Głosujcie również w nowej sądzie! :D Dziękuję za wszystkie komentarze i liczę, że pod tym rozdziałem też będzie ich trochę. Oglądał z was ktoś mecz? Real Madryt vs. Bayern Monachium? Za kim byliście? :) 

sobota, 21 kwietnia 2012

Rozdział 24

                               Obserwowałam domy, które po chwili ustępowały pięknej zieleni. Z tego, co widziałam za oknem, Nathan mieszkał gdzieś na obrzeżach Londynu, albo tylko mi się zdawało. No cóż podróż trwała około kilkunastu minut. Kierowca skręcił w uliczkę, na której mieszkali sami bogacze. Skąd wiem? Stąd, że stały tutaj same wille kilka razy większe od mojego domu. Na mojej twarzy pojawiło się lekkie zmieszanie. Chłopak rzucił kierowcy parę papierków, po czym wysiedliśmy.
                - Czy ty żartujesz? – Zapytałam rozglądając się wokół. – Nie mów mi, że tu mieszkasz.
                - Nie, nie żartuję. – Odpowiedział obojętnie, po czym wskazał na dom, a może raczej hotel po prawej stronie. – Tędy. 

                                                                     *
                Rozejrzałam się po pokoju Klary i Lou, ale nigdzie jej nie było. Zrezygnowana zeszłam na dół, gdzie odbywały się narady. Louis ze złowrogą miną wypowiadał potok słów, obrażając… No właśnie, kogo? Obiło mi się o uszy jedynie imię, którego do końca nie byłam pewna.
                - Chłopaki, co się dzieje? – Spojrzałam na Zayna, który niechętnie spojrzał w moją stronę. – Wiecie, gdzie jest Klara? – Zapytałam z małą nadzieją, że wiedzą, gdzie jest, jednak mina mi zrzedła, kiedy pokiwali przecząco głową.
                - Gdzie jest Klara? – Zaczął Lou. – Tego nie wiemy, ale co się dzieje… - W tym miejscy urwał by zaczerpnąć powietrza. - The Wanted się dzieje.
                - Zostawmy ten zespół w spokoju. Martwię się o Klarę. – Niemal to wykrzyczałam. – Lou powinieneś zadzwonić do niej.
                - Odkrycie roku! Może raczej Ameryki. – Wrzasnął zdenerwowany. – Myślisz, że nie dzwoniłem? Nie odbiera, od Zayn również. 
                - Może jest z Nathanem. – Powiedział, dotąd nieobecny Niall.
                - Że, co? – Lou aż podniósł się z krzesła. – Jak to z Nathanem? – Wyraźnie zaakcentował jego imię.
                - No normalnie. Z kilkanaście minut po Klarze z domu wychodził Nathan. – Wyjaśnił blondyn.
                - To chyba dobrze. Przynajmniej wiemy, że nic jej nie jest, ale Niall jesteś pewny, że jest z Nathanem. – Zapytałam, na co chłopak wzruszył bezradnie ramionami. 
                - Zaraz. – Wtrącił się Lou. – Czy ty Aga powiedziałaś, że to chyba dobrze?
                - Nie łap mnie za słówka. – Odpowiedziałam, na co on zmierzył mnie niepewnie. – Jest bezpieczna. Na pewno.
                Podeszłam do lodówki, aby wyciągnąć masło i coś do obłożenia kanapki, ale nie znalazłam nic, co by mnie interesowało.
                - Niall! – Krzyknęłam. – Czy ty znowu zjadłeś cały ser, jaki był w tej lodówce? – Chłopak pokiwał twierdząco głową. – Hm… Nie wiem, czy wiesz, ale tu w lodówce było może z kilogram sera.
                - Oh… To nie jest teraz problem. – Powiedział Liam. – Aga, jesteś pewna, że Nathan jest w porządku?
                - Wobec Klary – zawsze.
                - Co to znaczy wobec Klary? – Zapytał znów Lou.
                - Wobec przyjaciółki. – Wyjaśniłam. – To miałam na myśli.
                - Ale, co jeśli w tym zespole się zmienił? – Zapytał Liam. – To znaczy, że zmienił się na gorsze?
                - Przestańcie. To robi się nudne. – Zdenerwowana usiadłam obok Harrego na kanapie. – Mnie tu nie ma i proszę nie zadawać mi żadnych głupich pytań.
                Zmieszany Harry lekko się uśmiechnął, ale zdziwienie nie znikało z jego twarzy. Natomiast ja oparłam głowę o jego ramię i… zasnęłam.
                Obudził mnie krzyk, a raczej krzyki.
                - Gdzieś ty była? My już tu od zmysłów odchodzimy. – Mówił Lou.
                - Spacer przed szkołą. – Odpowiedziała spokojnie Klara.
                - Z Nathanem?! – Oburzony Lou, aż uderzył pięścią o blat kuchenny.
                - To tylko przyjaciel, Lou, o co ci chodzi? – Pytała dziewczyna. – Czy ty nie jesteś przypadkiem zazdrosny?
                Potem była już tylko cisza. Nie pewnie zsunęłam się z kanapy i powędrowałam w stronę drzwi by móc się ciepło ubrać. Założyłam zimowe ubrania i wyszłam na mróz. Czekając na Klarę przytupywałam nogami, bo odmrażało mi już twarz. Zima, zimą, ale mogła by być trochę delikatniejsza. 
                Nasza kochana pani od języka angielskiego dała nam dwie kartki zadań domowych, które musimy odrobić na jutro, a to dopiero pierwsza lekcja. W oczekiwaniu na kolejną, wyszłyśmy na korytarz.
                - Hej! – Rzuciła w naszą stronę jakaś obca dziewczyna, a zaraz potem zjawiło się kilka dziewczyn, które zaczęły wypytywać mnie i Klarę, jacy są One Direction, jedna pytała nawet o The Wanted.
                - Skąd taka myśl, że chodzę z Nathanem? – Zapytała oburzona Klara, na co jedna z  dziewczyn pokazała jej pierwszą stronę gazety. – Nie, on  jest moim przyjacielem.
                Spojrzałam na nagłówek Czy ta dziewczyna namiesza w ich życiu? Do tego zdjęcia załączone z naszego wypadu na kręgle i bilard, gdzie Nathan obejmuje Klarę.  
                Blondynka z ciemnymi końcówkami chciała nawet autograf od Klary. Nie wiem, jak to się stało, ale zgromadzenie wokół nas było liczniejsze niż przedtem, ale rozeszło się bardzo szybko.
                - Cześć Klaro. – Powiedział jakiś chłopak, przeciskając się między wycofującymi się dziewczynami.
                - Cześć. – Rzuciła oschle i złapał mnie za nadgarstek ciągnąc do klasy. – Nie ma czasu na rozmowy. – Dopowiedziała, kierując się w stronę klasy.
                Jednak chłopak był szybszy i stanął w drzwiach, lustrując na zmianę mnie i Klarę. Jego wzrok był bardzo dziwny, wręcz przerażający.
                - Chcesz czegoś ode mnie? – Zapytała próbując przecisnąć się między nim, na darmo. – No mów. – Krzyknęła, jednak chłopak nic nie odpowiedział. – Wiesz, dziwny jesteś. 
                Po tych słowach ustąpił i zrobił morderczą minę. Kiedy zasiadłyśmy w ławce spojrzałam na Klarę pytająco.
                - Nie znam typa. Przyczepił się do mnie, przedstawiając się jako Stefan, albo Stefano. – Zamyśliła się. – Nie pamiętam.
                Kiwnęłam tylko głową na znak, że rozumiem. Nad nami stanęła jakaś postać. Spojrzałam leniwie w górę i ujrzałam Sophie z wielkim uśmiechem na twarzy.
                - Lou ci nie wystarcza? – Zapytała, po czym usiadła za nami. – Nieźle pogrywasz.  
                Nie wiem, co miało znaczyć to ostanie jej zdanie, ale cóż, Sophie jest dziwna i nikt tego nie zmieni. Wielka gwiazda.
                - Panno Klaro. – Zaczęła nauczycielka, kiedy zajęła swoje miejsce. – Na korytarzy czeka na ciebie kilku reporterów z gazety. – Zakończyła swój monolog, ale zobaczyła brak reakcji ze strony Klary. – To znaczy, że możesz wyjść.
                Niechętnie wstała ze swojego miejsca, tuż przy otwieraniu drzwi kilka osób z długopisami w ręku wparowało do klasy. No tego to jeszcze nie było w szkole.

                                                                  *
Chciałabym na wstępie przeprosić za to, że nie komentuję i nie czytam waszych rozdziałów, ale teraz pochłonęła mnie nauka. Teraz już na pewno nowy rozdział pojawi się w środę. To jest już pewne. Mam nadzieję, że wybaczycie mi moje opuszczenie w czytaniu waszych blogów, ale wiecie sprawdziany, kartkówki, itp.
xo xo

sobota, 14 kwietnia 2012

Rozdział 23


                Rano jak zwykle wyszykowałam się i wraz z Agą popędziłyśmy na zajęcia, tym razem pieszo. Mijałyśmy wiele osób, które obserwowały każdy nasz ruch. Wściekłe fanki obrzucały nas morderczymi spojrzeniami, ale tym się nie przejmowałam. Zajęłyśmy swoje miejsca w ławce i słuchałyśmy nauczycielki.
                Lekcje minęły bardzo szybko. Postanowiłam iść do centrum, a że Adze nie chciało się iść poszła do domu. Szybkim krokiem udałam się w stronę centrum. Nie minęło pięć minut, a już wchodziłam do centrum. Weszłam do pierwszego sklepu, nie patrzyłam nawet na nazwę i wyruszyłam na poszukiwania ślicznej sukienki. Miałam taki kaprys, że chcę nową sukienkę, a moje zachcianki trzeba spełniać. Uśmiechnęłam się sama do siebie i w tym czasie odnalazłam dział z sukienkami. Kopara mi opadła, gdy zobaczyłam tyle wieszaków. Podeszłam do pierwszego i przesuwałam wieszakami, jednak nic mi nie przypadło do gustu. Dwadzieścia minut siedziałam w sklepie i nic nie wybrałam. Za to zauważyłam, że obserwuje mnie jakiś chłopak, nie przejęłam się tym zbytnio i udałam się do następnego sklepu. W tym był mniejszy wybór i od razu wybrałam dla siebie sukienkę. Przymierzyłam i pasowała jak ulał. Wyglądałam bardzo ładnie w czarnym materiale, u góry przylegającym, a na dole rozchodzącym się, jak klosz do kolan. W pasie była śliczna różowa kokarda, a ramiączka był cienkie, co sprawiało jakby wcale ich nie było. Zadowolona wyszłam z przymierzalni, żeby zobaczyć się z daleka. Niestety po drodze wpadłam na kogoś. Na szczęście nie ucierpiałam, ale osoba leżąca pode mną tak. Szybko wstałam i odwróciłam się w stronę… chłopaka, któremu od razu podałam rękę.
                - Nic ci nie jest? – Zapytał, a przecież to on został poturbowany, ja jedynie pokiwałam przecząco głową. – Ładna sukienka, wybierasz się gdzieś? 
                - Nie, po prostu… chciałam kupić sobie nową sukienkę. – Chłopak bacznie mi się przyglądał. – Czy, czy coś nie tak?
                Pokiwał przecząco głową, ale nadal przyglądał mi się z uwagą. Jego grzywka wpadała mu na oczy przez, co wyglądał zabawnie. Jednak jego oczy świdrowały mnie od góry w dół.
                - Jak już chyba cię gdzieś widziałem. – Powiedział.
                - Tak, a niby skąd? Bo ja jakoś ciebie nie kojarzę. – Chłopak uniósł jedną brew do góry i lekko się zdziwił.
                - Czy ty jesteś… - Zastanowił się. – Klara!
                - Tak. – Popatrzyłam na niego zszokowana. Czyżby był jasnowidzem, albo czytał mi  w myślach? 
                - Przyjaciółka Agaty… - Ciągnął chłopak, a ja próbowałam sobie go przypomnieć. – Mojej dalekiej kuzynki.
                Zaraz, zaraz. Zna moje imię, mojej przyjaciółki również, niby jest dalekim kuzynem Agi, kim on jest? Czyżby…
                - Nathan? Nathan S… - Wysiliłam mózg z całej siły, ale nie mogłam sobie przypomnieć.
                - Sykes. – Wyręczył mnie chłopak.
                - Zmieniłeś się.
                - Ty również. – I uśmiechnął się do mnie. – Tak, więc co robisz w Londynie?
                - Mieszkam. – Opowiedziałam krótko. – Czyżby Aga nie poinformowała swojego dalekiego kuzyna, że będzie mieszkać w Londynie wraz ze swoją przyjaciółką? – Zapytała, na co on się uśmiechnął. 
                - Aga też tu jest? – Widać, że chłopak się ucieszył. – Tak dawno jej nie widziałem, tak samo jak ciebie. Kiedy to było? Z jakieś sześć lat temu? Chyba tak…
                - Tak jakoś będzie, więc przepraszam, że nie poznałam ciebie. – Z jego twarzy nie znikał uśmiech.
                - Powinnaś kupić tę sukienkę. – Zmienił temat. – Wyglądasz pięknie. – Po paru sekundach Nathan się trochę zmieszał i zaczerwienił. – To znaczy sukienka ci pasuje… Oh! – Nie umiał dobrać odpowiednich słów. – Wiesz, o co mi chodzi.
                Skinęłam głową i zaszyłam się w przebieralni. Po pięciu minutach wyszłam, a Nathan czekał na mnie. Zdziwiona trochę jego uśmiechem uśmiechnęłam się, ale prawdopodobnie wyszedł mi grymas. Nathan powlókł się za mną do kasy i przez parę minut sprzeczaliśmy się, kto ma kupić tą sukienkę. Chłopak był tak uparty, ale wyprzedziłam go i zapłaciłam sama. 
                - Może dasz się zaprosić na jakąś kawę, czy coś? – Zapytał nieśmiało. Widać było, że nie był sobą, coś go hamowało, ale co? 
                - Z miła chęcią. – I udaliśmy się do najbliższej kawiarni.
                Przez moment zapomniałam o paparazzich, którzy tylko szukali nowej sensacji o dziewczynie Lou. Kiedy byliśmy na miejscu zamówiliśmy kawę i ciasto, następnie wygodnie rozsiedliśmy się przy stoliku.
                - Opowiedz mi coś o sobie. To, co wydarzyło się przez te sześć lat. – Zachęcałam go do rozmowy.
                - Nic za wiele się nie zmieniło tylko to, że teraz jestem w zespole. – W tym momencie akurat brałam łyk napoju i zachłysnęłam się. – Wszystko w porządku?
                - Tak, tak. Nic mi nie jest. Żyję. – Uśmiechnęłam się promiennie, a on odpowiedział tym samym tyle, że bardziej nie śmiało. – W jakim jesteś zespole? – Kontynuowałam temat zaczęty wcześniej.
                - W The Wanted. Słyszałaś o nas? – Pokiwałam przecząco głową. – Naprawdę? -  W jego oczach pojawił się smutek. – To musisz nas kiedyś usłyszeć. Na żywo. Jutro gramy w Londynie koncert. Wpadniesz?
                - Nathan, zapomniałeś o czymś. Skoro jutro jest wasz koncert to bilety są już wyprzedane. – Nathan jedynie uśmiechnął się cwaniacko. 
                - Nie prawda. – Zaczął szukać czegoś w swojej torbie. – Proszę. – Wręczył mi dwa bilety na ich koncert z wejściówkami za kulisy, odebrało mi mowę.
                - Nathan... – Nie wiedziałam, co powiedzieć. – Nie, ja nie mogę ich wziąć, nie chcę być jakimś pasożytem, czy coś. Wezmę je jeżeli zapłacę za nie odpowiednią cenę.
                - Rozliczymy się później. Teraz mów, co u ciebie się zmieniło? Oprócz tego, że mieszkasz w Londynie.
                Za bardzo nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć, że spotykam się z  Louisem Tomlinsonem i jednocześnie jestem zakochana w jego przyjacielu? Trochę dziwne…
                - Pamiętasz mojego wuja Edwarda może? – Zaczęłam, byle nie mówić o swoim życiu.
                - No pewnie, jak mógłbym zapomnieć tego człowieka, który zawsze próbował mnie rozweselić. – Na soma wspomnienie tego na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
                - On ma teraz lotnisko tu w Londynie i to jest też jedne powód, dla którego tu mieszkamy. Na początku wraz z moimi rodzicami mieliśmy lecieć tylko na koncert One Direction. – Gdy wypowiadałam tę nazwę na twarzy chłopaka pojawiło się zmieszania, a może złość? – nie wiem. – Aga tak samo, ale rodzice znaleźli sobie dobrze płatną pracę i wiesz… zamieszkaliśmy tu. No to, to tak w skrócie.
                - Wiesz, co teraz będę musiał lecieć. – Chłopak spojrzał na zegarek. – Mam nadzieję, że spotkamy się po koncercie. – Wstał i pocałował mnie w policzek.
                - Nathan czekaj. – Złapałam go za rękę, a on momentalnie się odwrócił. – O której jest koncert?
                - No tak! Nie powiedziałem ci najważniejszego. O 16. – Pokiwałam tylko głową i usiadłam powrotem do stolika.
                - Nathan Sykes. – Szepnęłam. – Moja miłość z dzieciństwa. 
                                                                              *

                - Aga! – Wydarłam się, kiedy byłam już tylko w domu. – Nie uwierzysz, kogo spotkałam. – Byłam taka podekscytowana.
                - Królową Elżbietę? – Odparła sarkastycznie. – No mów, bo i tak nie zgadnę. 
                - Nathana! – Chciałam sprawdzić czy pamięta swojego dalekiego kuzyna pochodzącego z Wielkiej Brytanii. 
                - Kogo? Jakiego Nathana? – Pytała zdziwiona.
                - Sykes! – Wykrzyczałam na cały dom.
                - Jak? Kiedy? Gdzie? – Zaczęła zadawać masę pytań. – Masz jego numer?
                - Nie. – Aga zasmuciła się. – Ale… - Zaczęłam szukać w swojej torbie biletów. – Mam to.- I pokazałam jej.
                - Co to jest? – Oglądała ten plastyk na smyczy. – Po co mi dajesz bilety? Klaro! Do rzeczy, nie jestem Scherlockiem!
                - To są bilety na ich jutrzejszy koncert! – Jeszcze chyba nigdy nie byłam taka szczęśliwa.
                - Tak?! Nie pochwalił się… - Powiedziała Aga nadal niedowierzając.
                - Tak w ogóle to, kiedy ty się z nim ostatnio kontaktowałaś? – Zapytałam się, a on odwróciła się i udała na górę.
                - Kochanie, czy coś się stało? – Zapytał z salonu Lou. – O co chodzi? Jaki Nathan i jaki koncert? – Pytał podejrzliwie.
                Podreptałam kilka metrów dalej i zobaczyłam tam wszystkich oprócz oczywiście Agi, która się zmyła.
                - Jutro wraz z Agą wybieramy się na koncert. – Oznajmiłam z uśmiechem na twarzy.
                - Kogo? – Zapytał Niall z pełną buzią jedzenia. Wzruszyłam tylko ramionami. – Idziecie na koncert i nie wiesz, jaki wykonawca będzie śpiewał?
                - Poprawka, zespół, w którym jest mój przyjaciel z dzieciństwa, a także daleki kuzyn Agi. To długa historia i nie chce mi się opowiadać. – Zmęczona usiadłam obok Lou i wtuliłam się w niego. 

                                                                                              *
                - Lou, bo się spóźnimy. Do koncertu została tylko godzina. Jedź, że szybciej. – Poganiałam Lou, a on spoglądał na mnie dziwnie.
                - Tak ci się spieszy? Czy ja może o czymś nie wiem? – Pytał, nie odwracając wzroku od drogi. – Ten cały Nathan…
                - O, skręć tutaj i już jesteśmy. – Weszłam mu w słowo.
                Wraz z Agą pognałyśmy do ochroniarza i pokazałyśmy swoje wejściówki, on uśmiechnął się promiennie i gestem ręki pokazał, abyśmy weszły. W środku było już trochę ludzi. Podeszłyśmy bliżej sceny i czekałyśmy. Inne dziewczyny spoglądały na nas dziwnie, a my nie wiedziałyśmy, czemu.
                - Klaro, naprawdę nie wiesz, jaki to jest zespół? – Zapytała Aga, która do tej pory stała cicho.
                - Nie, nie wiem. – Odpowiedziałam.
                Przepraszam to mój to jest daleki kuzyn czy jej? To, że daleki to nie znaczy, że nie mogą ze sobą utrzymywać kontaktu, więc się dziwie, że… Moje rozmyślania przerwała ciemność, która zapanowała przed moimi oczami. Poczułam czyjeś dłonie.
                - Kimkolwiek jesteś weź te ręce.
                Ktoś złapał mnie za nadgarstek i obrócił w swoją stronę, a potem złapał moją drugą rękę. Jego zniewalający uśmiech, powalił mnie na kolana.
                - Nathan. – Wyszeptałam.
                Odwróciłam się w tył szukając wzrokiem Agi, ale Nidzie jej nie było. Przekrzywiłam głowę w stronę oczu chłopaka i zatonęłam w nich. Staliśmy tak może z kilka minut. Nathan pociągnął mnie gdzieś, prawdopodobnie za kulisy. Nie myliłam się, już po chwili staliśmy w korytarzu z wieloma parami drzwi.
                - Co ty robisz? – Zapytałam niepewnie.
                - Nic, chciałem się tylko przywitać. – Odpowiedział, po czym wskazał na mój strój. – Bardzo ładna sukienka. – Zaśmiał się. – Cieszę się, że przyszłaś.
                - Ja też się cieszę, że mogę zobaczyć mojego starego przyjaciela. Chociaż tak krótko się znaliśmy, byliśmy jak brat i siostra. – Na samo wspomnienie czasów dziecinnych łezka zakręciła mi się w oku. 
                - Ważne jest to, że spotkaliśmy się i chyba nadal możemy się przyjaźnić, prawda? – Ja tylko pokiwałam twierdząco głową. – Chociaż chciałbym ci coś powiedzieć ważnego…
                Nie dokończył, bo przerwał mu jakiś mężczyzna, a może chłopak. W każdym bądź razie wyglądem nie przekonywał ludzi do siebie.
                - Leć na salę! – Krzyknął Nathan.
                I tak też zrobiłam. Przepychałam się w tłumie, aż po paru minutach znalazłam Agę, która dziwnie spoglądała na mnie od czasu do czasu może, dlatego, że byłam bardzo szczęśliwa.  Nie pytała się o nic, chyba wiedziała, gdzie byłam, a może nie. Dziewczyny zaczęły piszczeć, kiedy na scenę weszli… no właśnie, jak oni się nazywają? Miałam okazję się zapytać, ale oczywiście zmarnowałam ją, jak to zawsze ja. Kiedy Nathan był już przy progu sceny kolana mi zmiękły, jakbym miała je z waty, a on nie pomagał mi, był tuż nade mną. Myślałam, że zaraz zemdleję, ale całe szczęście tak się nie stało. Nathan, Nathan, Nathan. Zamknęłam oczy i uważnie wsłuchiwałam się w teksty każdej z piosenek, były inne niż chłopaków z One Direction.
                Nawet nie wiedziałam, kiedy przestali śpiewać i kiedy zakończył się koncert. Do świata żywych przywróciła mnie Aga, która ciągnęła mnie za kulisy. W oddali ujrzałam Nathana i tamtą resztę. Nie wiedziałam, czy kiwał w naszą stronę, czy do innych fanek. Ustawiłyśmy się ładnie w kolejkę i wyciągnęłam mój notes z podpisami innych wykonawców. Miałam tam wszystkie, na których byłam na koncercie. Kolejka strasznie się dłużyła, ale jakoś wytrwałyśmy, a szczęście akurat, że byłyśmy ostatnie. Podetknęłam mój notes z podpisami i po kolei każdy podpisywał się, na końcu był Nathan. Nie wiem, jak to zrobił, ale notes tak po prostu spadł na ziemię otwierając się na jakiejś kartce… Pytanie: tylko, na jakiej stronie? Jednak po minie Nathana nic nie wywnioskowałam. Wyrażała ona może zazdrość, albo zdziwienie. Podniósł i podał mi go a ja odpowiedziałam uśmiechem. 
                - Nathan… - Wyjąkała Aga. – Tak dawno się nie widzieliśmy, dlaczego nas nie odwiedziłeś w Polsce?
                - W takim razie, dlaczego wy nie odwiedziliście nas w Wielkiej Brytanii? – Odpowiedział pytaniem.
                - Oh… - Westchnęła. – Nie mam pojęcia, po twojej ostatniej wizycie w Polsce, rodzice już nic nie wspominali o locie do Anglii.
                Na tym skończyła się ich wymiana zdań. Chłopaki zaprosili nas na kręgle. Nigdy w to nie grałam, więc to było dla mnie wyzwanie. Dali mi jakieś śmieszne buty i powędrowaliśmy na salę. Kiedy zobaczyłam te kule, nie wiedziałam, co, do czego. Podzieliliśmy się na dwie drużyny: ja, Nathan, Tom i Aga, a reszta stanowiła drugą grupę. Na moje szczęście byłam pierwsza. Wzięłam kule do ręki wzorując się na Nathanie, który wszystko dokładnie mi tłumaczył, a ja próbowałam to zrozumieć. Widząc moją zdezorientowaną minę Nathan stanął za mną i złapał za nadgarstek. Moją prawą rękę pociągnął do siebie, a potem pchnął ja w przód i kula poleciała przez tor.
                - Tak! – Wydarłam się, kiedy wszystkie dziesięć kręgli zostało strącone. 
                Muszę przyznać, że jest jakaś szansa na to bym polubiła kręgle. W następnej turze zamiast mnie rzucała Aga, byłyśmy na zmianę, raz ona, raz ja. Na chwilę oderwałam się od rzeczywistości, mogłam zapomnieć o wszystkich moich problemach, o Zaynie i o Lou, o nieszczęsnej miłości… 
                Graliśmy ze dwie godziny, a potem chłopaki wyciągnęli nas na bilard. Oni to nie mają umiary. By tylko grali, rywalizowali i nic więcej. Całe szczęście, że w bilard byłam dobra, więc nie było tak źle. Po za tym najpierw zamówiliśmy coś mocniejszego do picia. Nasza drużyna w kręglach opijała zwycięstwo, a tamta przegraną. Muszę przyznać, że byli bardzo towarzyscy. Max odpuścił sobie gry, chciał dopingować tylko. Skład nie był taki sam, Aga doszła do przeciwnej drużyny, a ja zostałam z Nathanem i Tomem. Jako pierwsza wbiłam bile, więc my zaczynaliśmy. Popatrzyłam dokładnie na stół i stwierdziłam, że najlepiej będzie trafiać do czerwonej bili. Moje spostrzeżenie było trafne, trafiłam jeszcze trzy bile. Aga musiała wbijać połówki, nie powiem też dobrze grała. Następnie Tom z naszej drużyny trafił jedną. Jay natomiast z przeciwnej dwie. Rywalizacja była, nerwy i okrzyki radości. 
                - Klaro, wiesz ja nie za bardzo... – Zaczął się jąkać, to pewnie przez alkohol. – Umiem grać. – Dokończył wreszcie.
                - Dobrze, nauczę cię. – Uśmiechnęłam się i lekko chwiejnym krokiem podeszłam do chłopaka. – Ty nauczyłeś mnie grać w kręgle, a ja ciebie w bilard. Złap kij tak jak ja.
                Pokazałam mu i potem, że moja świadomość była zagłuszana przez procenty położyłam się na jego plecach, to znaczy tak, że mogłam złapać kij i pomóc mu uderzyć w białą bilę, która potem popchnęła całą żółtą i wpadła do łuzy.    
                Graliśmy krótko, ale w tym czasie zdążyliśmy się nieźle upić, ale nie ja i Aga. Nathan ledwo trzymał się na nogach, ale uparł się, że nas odprowadzi, reszta udała się do własnego domu.
                - Aga, wiesz co? My jutro do szkoły musimy iść. – Powiedziałam, kiedy podchodziliśmy już do naszego domu.
                - Nie marudź, jest 22, a my idziemy na 10, więc wiesz, nie jest źle. – Odpowiedziała Aga.
                - Nathan? – Zapytałam chłopaka, który przez całą drogę nie zamienił z nami żadnego słowa. – Kto ciebie odprowadzi do domu? W takim stanie nie możesz iść sam. – Sama się zdziwiłam, że mój umysł trzeźwo myśli.
                - Nathan przenocuje u nas. – Wyręczyła chłopaka odpowiedzią moja przyjaciółka. – Prawda Nathan?
                - Jeśli to nie kłopot. – Wydukał. – To mogę zostać na noc u was.
                Po nie całych pięciu minutach byliśmy już w domu. Na kanapie w salonie zobaczyłam jakąś postać, ale zbytnio nie zastanawiałam się kto to, tylko wraz z Agą ruszyłyśmy na górę do pokoju gościnnego.
                - Hej. – Zapalił światło, kiedy byliśmy już na schodach. – Gdzie wy byłyście? – Zapytał Lou, a po chwili wytrzeszczył oczy. – Co on tu robi? – Wskazał głową na Nathana.
                - Cześć. – Powiedział szyderczo Nathan. – Miło mi cię widzieć. 
                Aga zabrała Nathana na górę, a ja podeszłam do Lou, który mierzył mnie wzrokiem. Przytuliłam się do chłopaka.
                - Kochanie… - Bełkotałam. – To mój przyjaciel, a Agi daleki kuzyn, ale to rodzina!
                Lou odsunął się ode mnie.
                - Jutro pogadamy, kiedy będziesz… no, normalnie się zachowywać. – Powiedział i poszedł na górę zostawiając mnie samą z setkami pytań.
 
                                                                                              *
                Rano obudziłam się z potężnym bólem głowy. Ręką szukałam Lou, ale nigdzie go nie znalazłam. Spojrzałam na budzik, była ósma. Szybko odświeżyłam się i ubrałam, a po pół godziny byłam już na dole. Lou tam był i Zayn, obradowali nad czymś, mówiąc szeptem.
                - Witajcie. – Przywitałam się, jednak oni zmierzyli mnie wzrokiem. – Wszystko jest w porządku?
                - Nie, nic nie jest w porządku. –Powiedział ponuro Zayn. – Jak mogłaś?
                - Ale, o co wam chodzi? – Popatrzyli na mnie jak na idiotkę.
                - O co nam chodzi? O Nathana! – Niemal wykrzyczał to Lou.
                - Co on takiego wam zrobił? – Próbowałam się czegoś od nich dowiedzieć.
                - Co zrobił? Chyba, co mówili. – Zaczął Zayn. – On i jego przyjaciele. – Kiedy wymawiał wyraz przyjaciele zrobił cudzysłów. – Nie lubią nas, uważają nas za… Z resztą, co my ci będziemy mówić, zapytaj lepiej się swojego przyjaciela.
                - Zayn! – Krzyknęłam. – Pytam się jeszcze raz.  O co wam chodzi? Po za tym on był moim przyjacielem w dzieciństwie i teraz też nim będzie, czy wam się to podoba, czy nie. – Wyrzuciłam z siebie te słowa na jednym oddechu, a potem w pośpiechu ubrałam zimowe ubrania i wyszłam trzaskając drzwiami.
                Błąkałam się po ulicach Londynu, nie wiedziałam, co ze sobą począć. Telefon dzwonił już ze dwadzieścia razy. Wszystkie nieodebrane połączenia były od Lou i Zayna. Telefon zadzwonił po raz kolejny, ale tym razem numer był nieznany. Nie kojarzyłam tych liczb, więc postanowiłam odebrać.
                - Halo. – Powiedziałam niepewnie.
                - Klara? – Odpowiedział głos w słuchawce. – Tu Nathan. Gdzie ty jesteś? Nie odbierasz telefonów od nikogo.
                - Od ciebie odebrałam. – Uśmiechnęłam się sama do siebie. – Jestem w Londynie.
                - Zabawna jesteś, wiesz? Tak naprawdę?
                - Dwie ulice dalej, jak wyjdziesz z domu to kieruj się w prawo.
                - Zaraz będę. – Usłyszałam jedynie trzask drzwi.
                Mimo, że w dzieciństwie nasza przyjaźń była na odległość, kiedy spotykaliśmy się ze sobą czułam się jakbym znała go cały czas. Z Nathanem rozmawialiśmy codziennie przez telefon, zazwyczaj na wieczór, żeby zwierzyć się sobie, co się stało itp. Na ogół widzieliśmy się na żywo we wakacje, w święta i w inne wolne dni, zdarzało się, że przylatywali na weekend. Po paru latach nasza znajomość się urwała. Nawet nie wiem, czym to było spowodowane. Jednak Nathan do tej pory nic się nie zmienił, nadal był tym małym chłopcem, którego tak zawsze lubiłam, ba! Nawet kochałam. Zauroczone dziecko w kimś… w kimś naprawdę niezwykłym. Widać, że po tym, jak my zerwaliśmy ze sobą kontakt Aga również i jej rodzina. 
                - Klaro? – Ktoś mną potrząsnął i równocześnie wyrwał z rozmyślań. – Tu jesteś! Nie wiesz, jak Aga była wystraszona? Kiedy byłaś mała też tak robiłaś… wiele razy…
                - Tak, pamiętam. – Odwróciłam się w stronę Nathana tak, że staliśmy twarzą w twarz. – Wtedy ty do mnie dzwoniłeś, bo wiedziałeś, że odbiorę i przekazywałeś informację rodzicom. Jako dziecko ufałam ci, a ty wyjawiałeś im to, co ci mówiłam.
                - Czy, czy wybaczysz mi to? – Zaśmiał się, a ja skinęłam twierdząco głową. – Chodź idziemy. Do zajęć masz jeszcze dużo czasu.
                - Nie, ja nie chcę iść do mojego domu. – Powiedziałam cicho.
                - Czy ktoś mówił, że idziemy do ciebie? Nie. Jedziemy do mnie. – Odparł zadowolony.
                Zamówił taksówkę i nie miałam pojęcia dokąd jedziemy…
               
                                                                              *
Tak, będzie dramat. Musiałam coś zrobić, więc… no. Mam nadzieję, że się spodoba. Dziś taki długi rozdział. :D Liczę też, że zostawicie po sobie jakiś ślad w postaci komentarzu. :) Następny rozdział pojawi się we wtorek, albo w środę. :D To chyba wszystko… Do następnego!
xo xo

sobota, 7 kwietnia 2012

Rozdział 22

                Kilkakrotnie zamrugałam powiekami i dotarło do mnie, co ja robię, a mianowicie robię nadzieję Zaynowi. Nie! Nie możesz tak. Jednak jest coś tajemniczego w tych jego piwnych, co przyciągało mnie do niego. W tym momencie nic nie wiedziałam. Nic, a nic. Wszystko stało pod jednym wielkim znakiem zapytania. Kocham Lou, ale… No właśnie pojawiało się, ale, którym był Zayn – Zayn, który w chwili obecnej chodził z moim największym wrogiem.  
                - Dlaczego jesteś z Sophie? – Zapytałam cicho, a w moim oku kręciła się łza. – Kochasz ją? – Powiedziałam jeszcze ciszej niż poprzednio.
                Chłopak spojrzał na mnie i po chwili znalazł się obok mnie leżąc tym razem na śniegu. Odwrócił wzrok gdzieś w bok.
                - Powiedz to… - Zaczęłam nieśmiało.
                Jednak Zayn nic nie mówił. Wiedziałam, jaka była odpowiedź na moje wcześniejsze pytanie „Nie, nie kocham jej.” Nie ułatwiał mi zadania Zayn. Liczyłam, że będzie z nią szczęśliwy, ale… nie, on nadal coś do mnie czuje, a ja nie wiem, co czuję. Nic. W mojej głowie zapanował chaos, nigdy przenigdy tak się nie czułam. Musiałam coś z tym zrobić. Nie chciałam ranić żadnego z nich, a chodząc z Lou ranię tym Zayna, a jeżeli byłoby odwrotnie, wtedy, Lou by mnie znienawidził i co najgorsze Zayna. 
                Wrócić do Polski. Wrócić na stare śmiecie. Wrócić do… domu. Wrócić do starych wspomnień, gdzie nie ma w nich ani miłości do Lou jak i Zayna. Żyć beztroskim życiem, poukładać je i co najważniejsze nie mieszać w głowach moim dwóm najukochańszym osobom. Teraz zdałam sobie sprawę, że moje uczucia są mieszane. 
                Zayn spojrzał na mnie, a raczej na łzę, która spływała po moim prawym poliku. Szybkim ruchem starł ją i uśmiechnął się krzywo. Z oddali dochodził do mnie stłumiony głos Lou, jednak nic nie rozumiałam. Leżałam na zimnym śniegu, a obok mnie Zayn, który był moim… kim? Po chwili po mojej lewej zjawił się Lou kładąc się obok nas.
                - Co robicie? – Zapytał szczęśliwy, jak nigdy dotąd, jednak mina mu zrzedła, gdy nikt się nie odzywał. – Co się dzieje?
                Podjęłam już decyzję… nie wiem czy dobrą, czy złą.
                - Wracam do Polski… na stałe.
                - Że co? – Lou spojrzał na mnie przerażonymi oczyma. – Dlaczego? Klaro! Co się stało? – Chłopak nie dowierzał. – Żartujesz? Powiedz, że żartujesz. – Łzy pojawiły się w jego oczach. – Dlaczego chcesz mnie opuścić? Kochasz mnie?
                Zayn również zaniemówił, oboje wpatrywali się we mnie z grobowymi minami. 
                - Lou… - Zaczęłam spokojnie. – Wyjadę, a ty zostaniesz i ułożysz sobie życie z… - Nie mogłam tego wypowiedzieć, czułam jakby coś stanęło mi w gardle. – inną osobą, którą będziesz kochał bardziej ode mnie. Ja… Ja natomiast nie jestem Ciebie warta. Nie jestem warta nikogo. Sieje za sobą ból i cierpienie. Żadnych pozytywnych… 
                - O czym ty mówisz? – Przerwał mi. – Jaki ból i cierpienie. Popatrz. – Odwrócił moją głowę w jego stronę. – Czy widzisz abym cierpiał? Nie! Jestem szczęśliwy i kocham cię! – Ostatnie słowa wykrzyczał na całe gardło.
                - Nie o ciebie chodzi. – Odwróciłam wzrok i teraz spojrzałam w niebo. Teraz zdałam sobie sprawę, że jest już ciemno. Jednak oprócz nas reszta bawiła się wspaniale. – Zraniłam Zayna. – Zayn wstał. – Nie! Zayn poczekaj, naprawdę będzie lepiej jeśli was opuszczę. Nie chcę patrzeć jak cierpisz Zayn, nie chcę abyś spotykał się z Sophie z powodu zazdrości…
                - Kocham cię i nic tego nie zmieni. – Po raz pierwszy zabrał głos Zayn odkąd pojawił się Lou. – Wiem, że kochasz Lou i… nic tego też nie zmieni, nawet moja ślepa miłość. Nie chcę abyś zostawiała nas. Bez ciebie to nie to samo. Lou się załamie. – Chłopak spojrzał na nieobecnego już Lou. – Swoim wyjazdem zranisz więcej osób niż zostaniesz.
                - Błagam cię, nie opuszczaj nas, nie opuszczaj mnie. – Zabrał głos Lou. – Proszę, nie rób tego…
               
                                                                              *
                Kiedy wróciliśmy do domu udałam się na górę i zamknęłam w łazience, nie chciałam z nikim rozmawiać. Napisałam do Piotra, jak się czuję, czy może jakoś mu pomóc, wesprzeć go? Zawsze pisaliśmy tak, kiedy mieliśmy doła. Jego rozweselona twarz zawsze mi pomagała, ale teraz… wiedziałam, że mi nie pomoże. 
                - Klaro! – Zawołał Lou. – Goście przyszli!
                Zdziwiona spojrzałam na zegarek. 19. Ko o tej porze by przychodził? – Rodzice.
                - Mamo, tato – Krzyknęłam, kiedy schodziłam po schodach i na kanapie w salonie zobaczyłam ich. -  Jak się cieszę, że was widzę! – Przytuliłam ich po kolei. – Co was tu sprowadza?
                - Ty. – Odpowiedział tata.
                - Raczej twoja decyzja. Powrót do Polski? Przecież tak zawsze chciałaś żyć w Wielkiej Brytanii! Ilekroć tu byliśmy ty nie chciałaś wracać, a teraz… Co się dzieje? – Wtrąciła się mama.
                - Nic, po prostu… - Nie wiedziała, co odpowiedzieć. – Chcę wrócić do domu. Nie… chcę tu zostać, a raczej nie mogę.
                - Wyjaśnisz nam to? – Zapytał spokojnie i zachęcająco do rozmowy tata. – Jesteśmy otwarci na wszystko. Jeżeli nie będziesz nam mówić wszystkiego to, jak mamy ci pomóc?
                - Dobrze. – Westchnęłam niezadowolona. – Kocham Lou i jesteśmy parą.
                - To wszytko? – Spojrzał pytająco tata.
                - I kocham Zayna. Znaczy nie wiem, czy coś do niego czuję… - Nigdy nie zwierzałam się tak rodzicom. – Po prostu nie chcę ranić ich obu.
                - To może… - Zaczęłam mama. – Na jakiś czas zamieszkasz z nami? Zrobisz sobie przerwę…
                - Mamo! Jaką przerwę? – Za bardzo się uniosłam. – W miłości nie można robić przerw! Przynajmniej w moim przypadku. Albo zostaję i przeprowadzam się do innego miast, albo wracam do Polski!
                Rodzice popatrzyli na siebie zdezorientowani. Nie wiedzieli, co ze mną zrobić. Zapewne reszta domowników stała na górze i słuchała całej rozmowy, albo ktoś był w łazience na dole. Postanowiłam to sprawdzić. Zdenerwowana podeszłam do drzwi łazienki, a rodzice tylko obserwowali, co robię. Otworzyłam drzwi.
                - Harry! – Krzyknęłam. – Wypad na górę! – Powiedziałam w języku polski, a on popatrzył na mnie pytająco. Mimo to wyszedł.
                Całe szczęście, że rozmawialiśmy po polsku, rozumiała nas jedynie Aga, która pewnie niczym tłumacz  zdawała relacje w języku angielskim.
                - Mamo, tata. – Powiedziałam podchodząc do nich. – Pomóżcie mi podjąć decyzję. Nie wiem, co mam zrobić.
                - Zostać. – Powiedział tata bez zastanowienia. – Zostać i rozwiązać problem. Myślisz, że jeżeli wyjedziesz to dla tych chłopców zrobi to dobrze? Nie. Zranisz ich tym jeszcze bardziej…

                                                                           *
                Cały czas w głowie miała słowa ojca, nie mogłam się skupić, nie mogłam zasnąć, a jutro szkoła. 
                - Podjęłaś decyzję? – Zapytał Lou, ja tylko pokiwałam przecząco głową.- Mam nadzieję, że zostaniesz i będziemy razem szczęśliwi aż do końca życia.
                - Nic nie rozumiesz. – Zaczęłam odwracając się w drugą stronę, żeby Lou nie mógł zobaczyć, że płaczę. – A Zayn? My będziemy szczęśliwi, a on będzie cierpiał? Może…
                - Może znajdzie sobie inną osobę, którą będzie kochał bardziej od ciebie. – Dokończył za mnie Zayn.
                Zdziwiona odwróciłam się w stronę drzwi. Stał w nich w całej okazałości Zayn Malik ze smutną miną.
                - Mną się nie przejmuj. – Powiedział. – Jak już wcześniej wspomniałem, znajdę inną osobę, którą również będę kochał, którą również będę darzył taką sympatią, jaką darzę ciebie.
                Rękę wytarłam łzy, które spływały po moim policzku, niczym wodospad. Nie wytrzymywałam tej presji.
                Muszę coś zrobić, a i owszem zostanę, zostanę na zawsze w tym domu, a raczej moje ciało, moja dusza opuści mnie, kiedy nie będzie we mnie żadnych oznak życia. Samobójstwo. Bałam się zawsze tego, nie rozumiałam ludzi, którzy na własne życzenie chcieli umrzeć, nigdy nie pojmowałam ich toku myślenia, a teraz sama, a teraz sama chcę to zrobić. Jak najszybciej odgoniłam te straszne myśli i odpłynęłam w krainie snów.

                                                                          *
Dzisiaj trochę krótko. Niby jest wolne, ale nie ma na nic czasu. :) Rozdział jest trochę bezsensu, jak zresztą każdy. Dziękuję tym osobom, które czytają bloga i życzę wam wesołych świąt! :D
Do następnego, który powinien być we wtorek.!
xo xo 

czwartek, 5 kwietnia 2012

Rozdział 21

                - Myślę także, że… - Nie dokończył zdania, bo do naszego pokoju weszła Aga.
                - Hej! – Przywitała się. – Czy nie wiecie czemu z pokoju Zayna dochodzą takie wrzaski? Już tak z pięć minut się kłócą o coś…
                - Nie, nie wiemy. – Przerwał jej Lou. 
                Przyjaciółka spojrzała na mnie pytająco, a ja odwróciłam wzrok. Nie chciałem teraz z nikim rozmawiać, ale miałam taką ochotę dowiedzieć się, o co chodzi z Patrycją, czy się zaprzyjaźniły, a może po prostu od czasu do czasu ze sobą rozmawiają?
                - Pogadamy? – Z zamyśleń wyrwał mnie cichy, ale jakże skruszony głos Agi. Skinęłam jedynie głową i udałyśmy się na hol. – Nie myśl, że już się nie przyjaźnimy, że przez ten tydzień się tyle zmieniło i zaczęłam kumplować się z Patrycją. To nie prawda. Po prostu na stołówce rozmawiałyśmy i… wiesz dla Liama jest ważne, co ona o nim myśli… 
                - Acha. – Odpowiedziałam. – Czyli, że Patrycja mnie nie zastąpi? – Po chwili dodałam. – Nie mam się nią przejmować?
                - Nie. Pamiętaj przyjaźnimy się od dziecka i będziemy aż do śmierci. – Uśmiechnęła się. – Ale teraz wybacz, idę się zdrzemnąć.
                Aga ruszyła na górę, a ja zostałam sama. Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor, potrzebowałam bycia w samotności. Ja i TV. Ja i… Musiałam na chwile wstać po jakieś żelki. Mam nadzieję, że Niall mi wybaczy to, że je zjem. W kuchni zastałam syf, nie ma cię tydzień, a tu taki chlew. Nie chciałam sprzątać, widać, że Aga nie miała na nich siły. Przeszukałam wszystkie szafki w poszukiwaniu paczki żelków, ale nigdzie nie znalazłam poszukiwanego produktu.
                - Tego szukasz? – Pomacał mi kolorową paczką przed oczami uśmiechnięty Niall. – Dobrze, podzielę się z tobą, ale pamiętaj, że to więcej się nie powtórzy.
                Zasiedliśmy na kanapie i w ciszy oglądaliśmy jakiś amerykański serial, do czasu, kiedy wkurzona Sophie zbiegła po schodach i wyszła trzaskając drzwiami. Z jednej strony ucieszył mnie ten fakt, ale w sumie szkoda mi jej było… Zaraz! Co ja mówię? Coś jest ze mną nie tak.
                - To nie pierwsza ich taka kłótnia. – Powiedział bez zastanowienia Niall, nie odrywając wzroku od kolorowego wyświetlacza LCD. – Wiesz, że on to robi tylko dlatego, aby…
                - Nie kończ. – Przerwałam mu. Wiedziałam, że chce powiedzieć, „aby wzbudzić w tobie zazdrość” – Proszę, Niall porozmawiaj z nim, dowiedz się, co czuje.
                Chłopak tylko skinął głową, a ja pogrążyłam się w głębokim śnie. 
                Zmarszczyłam lekko czoło, ale nadal nie otwierałam oczu.
                - Hej! Nie śpisz już? – Zapytał Lou.
                Z mojej strony nie było żadnej reakcji. Odwróciłam się plecami w stronę chłopaka, a przynajmniej tak mi się wydawało, niestety moje przeczucie było błędne. Leżałam na podłodze, a Lou uśmiechał się i wyciągnął do mnie rękę.
                - Dziękuję. – Powiedziałam cicho. – Która godzina?
                - Dochodzi 16. – Odpowiedział siadając na kanapie, gdzie jeszcze przed chwilą leżały moje zwłoki. 
                - Nudzi mi się. – Poszłam do kuchni po szklanką, aby nalać sobie wody z kranu.
                Lou nic nie odpowiedział jedynie uśmiechał się, ten wyraz twarzy irytował mnie lekko, ale cóż poradzić – taki był właśnie Lou. Nigdy nie zdawał sobie z niczego sprawy, wykonywał wszystko spontanicznie, co mu przyszło do głowy jego ciało wykonywało ten szalony pomysł. Jednak teraz trochę było inaczej, czyżby wydoroślał?
                - Mam pomysł! – Krzyknął. Tak i tego mi było potrzeba teraz, jego szalonych pomysłów. – Idziemy do centrum! – Mina mi zrzedła.
                - Na serio? Nie masz żadnych innych pomysłów? – Gdy to powiedziałam Lou wstał z kanapy i ruszył w moim kierunku. – Żadnych pomysłów?
                Chłopak uśmiechnął się cwaniacko, a ja pokiwałam z dezaprobatom głową. Wybuchłam gromkim śmiechem, kiedy Lou zaczął poruszać znacząco brwiami i wskazywać ręką na piętro.
                - Nie. – Pokiwałam przecząco głową. – Idziemy do centrum!
                Chłopak spuścił głowę, a ja pociągnęłam go za rękę.
                - Jedzie ktoś z nami do centrum? – Krzyknęłam przy drzwiach, gdy zakładałam zimowe ubranie wyjściowe.
                Na odpowiedź nie musiałam długo czekać.
                - Już idę.- Odpowiedziała mi Aga biegnąc po schodach.
                Wszyscy ubraliśmy się ciepło, choć jechaliśmy samochodem Lou. Otwierając drzwi dostałam świeżym powietrzem, a na dodatek zimnym w twarz. Chuchnęłam tylko i przede mną, prze moimi oczami pojawiła się para. Zima. Czemu akurat teraz musiałaś przyjść? Schodząc po schodach o mało bym się nie wywróciła przez śnieg spoczywający na nich. Musiało być dziesięć stopni w minusie.
                - Trzymasz się? – Zapytał z troską Lou.
                - Na razie jeszcze tak. – Uśmiechnęłam się i już po chwili byliśmy przy samochodzie. – Dziękuję. – Powiedziałam, kiedy Lou otworzył mi drzwi.
                - A ja? – Oburzyła się Aga.
                - Przepraszam. – Lou szybko podbiegł do przyjaciółki i niczym na dżentelmena przystało otworzył drzwi skłaniając się nisko.
                - Idiota! – Skomentowała to Aga, na co Lou podniósł głowę i puścił jej oczko.
                - Też cię kocham. – Odpowiedział.
                Nareszcie ruszyliśmy. Podróż trwała dobre dwadzieścia minut już, a my jeszcze nie byliśmy w centrum. Przez cały czas nie zamieniłam ani jednego słowa z Lou. Udałam obrażoną. 
                - Czy coś się stało, Klaro? – Zapytał po raz trzydziesty, a ja nic nie odpowiedziałam.
                Spojrzałam na chwilę na drogę i zobaczyłam, że to nie jest droga do centrum handlowego. Odwróciłam się w stronę Agi, a ona wzruszyła tylko ramionami.
                - Panie Tomlinson, czy może mi pan powiedzieć, dokąd jedziemy? – Zapytałam z powagą, na co Aga wybuchła śmiechem. 
                - To jest niespodzianka, Pani Tomlinson.
                „Pani Tomlinson”!? Że, co? Upadł już na główkę. Uśmiechnęłam się tylko i oparłam głowę o podgłówek z cichym westchnięciem. 
                Reszta drogi zleciała już nieco szybciej.
                - Lou możesz mi powiedzieć, gdzie jesteśmy? – Zapytałam, kiedy skręcił w polną drogę. 
                - Jedziemy… - Nie dokończył.
                - Dziękuję za informację.- Szturchnęłam go lekko łokciem, na co on zmierzył mnie wzrokiem.
                - Przecież widzisz, że prowadzę. – Odparł bez najmniejszego zainteresowania w głowie. – Jesteśmy. – Dodał po chwili.
                Spojrzałam przez okno i zobaczyłam pole. Puste pole w szacie zimowej, przykrytej białym śnieżnym puchem.
                - Zaraz będzie reszta. – Bez minuty zastanowienia otworzył drzwi i szybko znalazł się po przeciwnej stronie samochodu, czyli koło mnie. Pokazał rękę, że mamy wysiąść. – Dalej! Ruszyć tyłki.
                - Lou, po co żeś nas tu przywiózł? – Zapytała Aga.
                - Stwierdziliśmy… - Ah, czyli zmowa z chłopakami, a oczywiście my nic nie wiedziałyśmy. – Że przyda się wam trochę ruchu.
                - Może tak trochę jaśniej? – Naciskała Aga. Lou jednak nic nie odpowiedział.
                Spojrzałam na przyjaciółkę, która schylała się, prawdopodobnie po śnieg. Jednym ruchem ręki zgarnęła trochę śniegu i ugniotła z niej coś na kształt kulki. Bez chwili zastanowienia rzuciła w Louisa. Chłopak strzepnął z siebie trochę śniegu i niczym spartanin pobiegł w kierunku Agi, która uciekała w głąb pola. Lou był szybszy i przewrócił dziewczynę, która od teraz wyglądała jak śniegowy potwór. Nie zastanawiając się dłużej dosłownie rzuciłam się na nich rzucając każdemu w twarz śniegiem.
                - Spadł śnieg, więc trzeba to wykorzystać, bo u nas o taki śnieg to trzeba prosić się wieloma latami. – Uśmiechnął się, spojrzał za siebie i kontynuował. – Bitwa na śnieżki!
                Po chwili znaleźli się koło nas Liam, Harry, Niall , Zayn i Patrycja. Patrycja? Co na tu robiła? Nie ważne, nie będzie mi psuć humoru.
                - Ja, Klara, Aga i Zayn. – Powiedział Lou. – Jesteśmy razem.
                To, co działo się później było nie do opisanie. W tym momencie leżałam głową do śniegu. Tylko, dlatego, że Harry pchnął mnie kilka minut temu. Szybko otrzepałam się i wzrokiem namierzyłam Harrego. Był niedaleko, jakieś pięć metrów dalej. Bez zastanowienia pobiegłam w stronę Loczka, szczęście, że stał odwrócony plecami w moją stronę. Odpłaciłam się mu tym samym.
                - O nie! – Wykrzyczał, a ja z triumfalnym uśmiechem siedziałam na jego plecach. – Moje włosy! Klaro, proszę cię zejdź ze mnie!
                Pokiwałam tylko przecząco głową, widziałam złość w jego oczach. Odwróciłam się by zobaczyć, co się dzieje na polu bitwy. Szybko tego pożałowałam. Harry wykorzystał moment mojej nieuwagi i zrzucił mnie ze swoich pleców. 
                Niall rzucał Adze prosto w twarz śnieg, na co ona nie pozostawała mu dłużna, odpłacał się tym samym. Liam próbował podnieść się z śniegu, jednak Louis był silniejszy. Zayn dorwał Loczka, który znów leżał głową w śniegu. Mimowolnie się uśmiechnęłam, kiedy zobaczyłam szczęśliwy wyraz twarzy Zayna, był taki uroczy… Klaro! O czym ty myślisz? Hm… gdzie Patrycja? Patrycja próbowała zrzucić Louisa z Liama, jednak jej się to nie udawało.
                Przed moimi oczami ukazała się jakaś postać w niebieskich butach z Nike – Zayn. Wyciągnął w moim kierunku rękę, bo nadal siedziałam na śniegu.
                - Wszystko w porządku? – Zapytał troskliwie. Nigdy nie widziałam, żeby miał w sobie tyle czułości. 
                - Tak, tak. – Wymamrotałam, kiedy próbowałam się podnieść.
                Złapałam za rękę Zayna i nie wiem, co mnie podkusiło pociągnęłam go w moją stronę tak, że leżał teraz na mnie. Obdarował mnie promiennym uśmiechem, a ja rozpłynęłam się w jego piwnych oczach.
                - Coś się stało? – Zapytał po chwili, a z jego twarzy nie znikał uśmiech. Pokiwałam przecząco głową. – Tak, więc czemu twoje oczy patrzą perfidnie wprost w moje?
                Zayn! Po co psujesz taką chwilę? Nie wiedziałam, co miałam odpowiedzieć.
                - Po prostu oglądam swoje odbicie w twoich oczach. – Odpowiedziałam mu, a on zaczął się śmiać. – Czyli, że ten argument cię nie przekonuje?
                - Imponuje mi, czuję, że jestem twoim idolem. – Zaśmiał się znów tym razem trochę ciszej. – Powiem ci coś. Ja też podziwiam swoje odbicie w twoich oczach.
                Nie wiem, co się ze mną dzieje. Przecież wyraźnie sama rano stwierdziłam, że nic do niego nie czuję, ale teraz… jego oczy, jego aksamitny głos i perfumy doprowadzają mnie do obłędu. W moje głowie pojawiała się tysiąc myśli. Co jeśli moje uczucie do Zayna jest równe uczuciu do Louisa? A co jeśli większe? Ale tylko przy Louisie czułam się bezpiecznie, ale Zayn… on miał w sobie coś takiego, co przyciągało mnie do niego. Sama już nie wiem.

                                                                         *
Wiem, krótki i przepraszam, że musieliście czekać tyle. Dawno było dziesięć komentarzy, ale jakoś nie miałam weny i czasu. Liczę, że spodoba się wam ten rozdział i będziecie komentować.  :) Z góry dziękuję za wszystkie komentarze. One motywują do dalszego pisania. Następny będzie w sobotę. :D
Wesołych Świąt! :*
xo xo